Truizmem jest twierdzenie, że prezydent Adamowicz nie pamięta ilu mieszkań jest właścicielem i skąd miał na nie pieniądze. Nieco więcej światła na tę sprawę rzuciły zeznania jego żony, w których pani prezydentowa w sposób „spójny i logiczny” oraz ze znaną sobie pewnością siebie wyjaśniła, że „babcia prowadziła usługi krawieckie dla elity, a dziadek przywiózł walizkę z pieniędzmi, wracając po wojnie z Niemiec”. Nie wymaga to szerszego komentarza. Jaki koń jest, każdy widzi.
Dlaczego przywołuję powyższą historię? Otóż okazuje się, że kłopoty prezydenta z pamięcią nie dotyczą jedynie jego osobistego majątku, ale również majątku publicznego. Z tą różnicą, że nie chodzi już o pojedyncze mieszkania, a o cały budynek, o którym Prezydent Adamowicz zapomniał (a raczej nie chce pamiętać), że należy do Miasta Gdańska.
Sprawa dotyczy przedwojennej kamienicy położonej przy ul. Grunwaldzkiej 597, która pod koniec roku 2016 wraz z zamieszkującymi ją lokatorami, została sprzedana przez Spółdzielnię Mieszkaniową Budowlani za 400 tysięcy złotych prywatnej osobie, która to osoba pół roku później tę samą kamienicę sprzedała za prawie 2,5 miliona złotych!
Rzecz w tym, że budynek ten od zawsze stanowił własność Skarbu Państwa, a od roku 1990 stanowi własność Gminy Miasta Gdańska. Tym samym podmiot, który nigdy nie był jej właścicielem, z oczywistych względów nie mógł jej sprzedać. Sam Zarząd Spółdzielni publicznie przyznaje, że nie był właścicielem tego budynku, a sprzedał jedynie uzyskane w 1970 roku prawo użytkowania wieczystego gruntu, na którym kamienica została kilkadziesiąt lat wcześniej wybudowana. Jednocześnie prezydent Adamowicz i podlegli mu urzędnicy idą w zaparte i twierdzą, że miasto nie jest właścicielem tego budynku, pomimo że to oni zawierali z lokatorami tej kamienicy umowy najmu mieszkań, administrowali i zarządzali nimi, dokonywali wielu wartych dziesiątki tysięcy złotych remontów, a także pobierali od lokatorów czynsz!
To sytuacja niesłychana, w której władze miasta same wypierają się własności swoich nieruchomości. Nie mam złudzeń co do uczciwości i motywacji, którą kieruje się prezydent Adamowicz i jego świta, ale okazywać tak rażące lekceważenie ludziom mieszkającym w tej kamienicy często od urodzenia, którzy pewnego dnia dowiedzieli się po prostu, że zostali „sprzedani” i na mocy polecenia Prezydenta Miasta Gdańska mają dwa tygodnie na opuszczenie lokali, to już jest „sztuka”.
Cwaniactwo, arogancja władzy a może po prostu złodziejstwo. Trudno dokonać wyboru – jak nazwać to co spotkało mieszkańców tej kamienicy, ale pora zacząć nazywać w Gdańsku rzeczy po imieniu, a tym ludziom należy pomóc.
Kacper Płażyński
- 11/03/2018 21:07 - Sopockie co nieco: Przyjaciele z boiska?
- 07/03/2018 22:20 - Bunt intelektualistów, czyli Marzec ’68: Gdańsk Warszawa wspólna sprawa
- 02/03/2018 18:06 - Gdańskie podwórko: Boisko blisko czy daleko?
- 01/03/2018 13:07 - Sopockie co nieco: Język i głowa
- 22/02/2018 18:45 - Akapit wydawcy: Merdanie Platformą
- 28/01/2018 17:57 - Akapit wydawcy: Sądowe Emocje
- 28/01/2018 17:57 - Akapit wydawcy: Czytajac "Zeszyty Stutthofu..."
- 28/01/2018 17:57 - Akapit wydawcy: Gazeta gorsza niż bagnet - mącimy 11 lat
- 26/01/2018 14:32 - Teoria władzy iluzją demokracji
- 22/01/2018 11:04 - Akapit wydawcy: Zdrowie matki miasta