40 rocznica wybuchu II wojny światowej, przypadająca w roku 1979, była okazją ogłoszenia w Gdańskiej Rozgłośni Polskiego Radia konkursu na reportaż radiowy. Wyróżnienie otrzymał wówczas materiał przygotowany przez dzisiejszego dziennikarza „Gazety Gdańskiej” Stanisława Seyfrieda, zatytułowany „Strzał korekcyjny”. Kanwę reportażu stanowiły wspomnienia starszego ogniomistrza Leonarda Piotrowskiego służącego w roku 1939 w Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Za możliwość publikacji fragmentów reportażu dziękujemy Radiu Gdańsk.
12 stycznia 1939 roku.
Fabiszewski Stefan
Do Wielmożnego Pana starszego ogniomistrza Piotrowskiego Leonarda – Gdańsk Westerplatte.
Panie ogniomistrzu!
W oddziale zamkowym pana prezydenta wakuje stanowisko zbrojmistrza. Uposażenie utrzymującego rodzinę w Warszawie wynosi 334 złote i przysługujące dodatki. Mieszkanie może Pan otrzymać służbowe. Proszę o powiadomienie mnie w jak najszybszym czasie, czy reflektuje Pan na przydział do oddziału zamkowego.
Major Fabiszewski Stefan.
Leonard Piotrowski: Odpisałem „Gdyby to było w innym czasie, to bez wahania przyjąłbym wyższe stanowisko, ale w tej sytuacji, czułbym się jak dezerter, nie mogę opuścić mojej placówki.”
Port był już zupełnie pusty, nie było już żadnego ruchu, wszystkie statki wypłynęły, panowała kompletnie złowroga cisza. Czekaliśmy tylko na moment kiedy się to rozpocznie. Służbę miałem poprzedniej nocy. Tej nocy spałem jak przysłowiowy zając, niby spałem, ale wszystko słyszałem. Nagle słyszę we śnie strzał pistoletowy. Zrywam się i biorę ze stolika zegarek, jest czwarta trzydzieści. Zaraz sobie przypominam jak to było podczas I wojny światowej. Przed każdym większym atakiem, była odprawa wszystkich dowódców odcinków i tam był podany dokładny czas. Strzał oddany w jakiś czas przed generalnym atakiem, służył do uregulowania zegarków. To był „Strzał korekcyjny”. Teraz nie wiadomo ile to może być przed atakiem. Tymczasem o godzinie 4.45 wszystkie karabiny maszynowe, które były na przeciwległej stronie kanału portowego, pancernik Schleswig-Holstein i saperzy, którzy wysadzili mur, wszyscy jednocześnie zaczęli strzelać. To było przeraźliwe.
Schleswig-Holstein ostrzeliwuje Westerplatte
Starszy ogniomistrz Leonard Piotrowski, portret wykonany w stalagu I A, 1940
zdjęcie pochodzi z publikacji "Wojna zaczęła się na Westerplatte" - Andrzej Drzycimski, Stanisława Górnikiewicz, Krajowa Agencja Wydawnicza - Gdańsk 1979
Wyskoczyłem, mundur i buty raz dwa wciągnąłem. Już przyszła załoga do wartowni. Z mojego pokoju wchodziło się do wartowni nr 3. Odsunąłem kanapę, która tam stała, wszystko było dobrze zamaskowane, nikt nic nie wiedział, żołnierze od razu wyjmowali karabiny maszynowe, chociaż ta walka była prowadzona w przeciwnym kierunku natarcia. Nie było obawy aby nieprzyjaciel od razu się pojawił, ale mogli przyjść od strony „Elektrowni”, bo tam byli schupowcy, parę minut po ataku, rzeczywiście oni tam spróbowali wejść. Dostali ogień z placówki „Elektrownia”. Jeden został zabity i już więcej nie próbowali. Niemcy mieli ciężkie straty, ale pomimo to trzy, cztery razy atakowali, za każdym razem byli odparci. Gdy przestawali atakować to piekielny ogień otwierał pancernik Schleswig-Holstein. Tak niemiłosiernie strzelał w te drzewa, więc mówię do majora Sucharskiego.
- Panie majorze oni widać chcą mieć prześwit, jak będzie miał nasze koszary na dłoni, to się weźmie do nich. Proponowałbym dać ogień, ze wszystkich czterech moździerzy, tak aby zniszczyć mu ten pokład.
Major się jednak obawiał.
- Nie zaczekajmy jeszcze.
Triumfalny wjazd Hitlera do Gdańska 19 września 1939 roku
Kmdr Gustaw Kleikamp dowódca pancernika Schleswig-Holstein, demonstruje Hitlerowi sytuację podczas zdobywania Westerplatte
Adolf Hitler na Westerplatte
Przemówienie Hitlera do gdańskich Niemców w Dworze Artusa
Na drugi dzień przed południem widzimy samolot wywiadowczy, nie strzelaliśmy do niego, ale coś niedobrego nam to wróżyło. Po południu widzimy, że pancernik powoli zaczyna pływać w kanale i tak strzelał sobie do nas od czasu do czasu. Później wycofał się na jakieś tysiąc metrów, ale było go widać i po południu mamy nalot. Trudno nam było liczyć te samoloty. Niesamowicie zaczęli okładać nas tymi bombami, jedna trafiła w wartownię nr 5, to był taki niby garaż koło willi oficerskiej, ale tam w nim były urządzone fortyfikacje i tam ośmioosobowa załoga zginęła. Koszary zostały trafione dwa, trzy razy, ale one były tak zbudowane, że do głębi żaden pocisk nie przeleciał. Tylko u góry zostało wszystko zniszczone, a na dole gdzie się znajdowaliśmy, nic nie doszło. Strasznie to wyglądało, wszystko trwało 35 minut. Nie było żadnej łączności z wartowniami, kable przez bomby były poprzerywane, ale za chwilę zgłosili się gońcy z poszczególnych wartowni i meldowali, że wszystko jest w porządku. Tylko z wartowni nr 5 przyszedł ranny plutonowy Magdziarz i powiedział, że wartownia jest zniszczona wszyscy zginęli. Po bombardowaniu byliśmy pewni, że Niemcy będą atakować, tak należało przypuszczać, a oni przyszli dopiero za cztery, pięć godzin, wieczorem. Zaczęli ostrożnie wchodzić na teren, później po kapitulacji pytałem ich, dlaczego nie atakowali zaraz po nalocie, a oni mi mówią:
- Myśleliśmy, czy po takim ogniu, tam może być jeszcze jakaś żywa istota. Nie spieszyliśmy się, mieliśmy czas i wieczorem jak zaczęliśmy wchodzić w to samo miejsce dostaliśmy taki sam ogień, to była jakaś nieczysta sprawa.
Likwidacja przez hitlerowców polskich skrzynek pocztowych
Atak na Pocztę Polską w Gdańsku 1 września 1939
Po zdobyciu Poczty Polskiej w Gdańsku
Rano czwartego dnia znowu atakują i ponownie zostali odparci. Razem frontalnych ataków mieliśmy trzynaście. Wszystkie zostały odparte. Szóstego dnia wieczorem jeszcze wepchnęli cysternę z paliwem, po to aby las przerzedzić. Po prostu nie mieli wglądu, nie widzieli gdzie my siedzimy. Dopiero przy ostatnim ataku, rano siódmego dnia, dostali się kawałek dalej i znowu z wartowni nr 2 dostali ogień. Jak się wycofali to obłożyli ją ogniem z moździerzy, tak że w kilka minut wartownia zniknęła. W tym siódmym dniu, stoję w zbrojowni i patrzę na tę wartownię i tak sobie myślę, jeżeli teraz major nie zdecyduje, to czeka nas taki sam los. W tym słyszę głos majora - Panie ogniomistrzu Piotrowski.
Zerwałem się.
- Zdecydowałem się kapitulować. Proszę mi tylko doradzić jak to zrobić.
Byłem zupełnie zaskoczony i mówię, ja się zaraz tym zajmę, i każę wywiesić na koszarach biała flagę.
- No dobrze, ale poproszę pana o udanie się ze mną i jeszcze z jednym strzelcem w stronę przeciwnika celem omówienia kapitulacji.
Demonstracja siły
Wywiad dla niemieckiego radia, prawdopodobnie po zdobyciu Poczty Polskiej
Załogi z wartowni i placówek, schodziły się do koszar, to był niesamowity i smutny widok, tacy wymęczeni, brudni, nieogoleni, zupełnie wyczerpani, tam nie było wody, woda była tylko w koszarach. Z wartowni do koszar mogli iść tylko w nocy, senni oczy czerwone i załzawione, taka rozpacz była w nich, że tak długo walczyli, że tak długo się trzymali i to wszystko nadaremnie. Jednakowoż major przemówił do nich, podziękował za trud, za męstwo i że trud nie był bezcelowy, że Polska nie zginie, że jest to niepowodzenie chwilowe. Polska będzie jeszcze istnieć i że możemy się jeszcze przydać. Wówczas poszedłem z nim i ze strzelcem Dobiesem we trójkę. Chcieliśmy iść nad morzem, ale tam stały dwa kontrtorpedowce. Mieliśmy chorągiewki białe, ale mogliby nie dostrzec i otworzyć ogień, więc mówię pójdźmy torem kolejowym. Kiedy doszliśmy do miejsca gdzie wybuchła cysterna, nie mogliśmy się przedostać, przejście było niemożliwe, musieliśmy nawrócić i pójść w prawo do bramy głównej. Niemcy z drugiej strony kanały wołali „Połączyć, połączyć”, ale co połączyć, patrzymy w drugą stronę, a tam załoga z wartowni nr 2. Myśleliśmy, że tam wszyscy zginęli, a oni żyli, wyszli, szli nad kanał i dołączyli. Dalej szliśmy razem. W tym zza zakrętu „Pięciu gwizdków” wychodzi motorówka, zaspani stoją, ale widzę, że tam coś jest nie w porządku, zrobił się ruch, zaczęli wkładać hełmy i całym gazem pędzą do nas, miałem jednak nadzieję że się uratujemy, bo to oddziały fanatyczne, ale w odległości jakieś 60 metrów krzyczą do nas „Ręce do góry wy psy” naturalnie po niemiecku, jeżeli teraz nie podniesiemy rąk, to jest po nas. Jeden z nich stał na dziobie przy karabinie maszynowym i tylko czekał, ale rzuciliśmy chorągiewki i podnieśliśmy ręce, mieliśmy tylko opaski na rękach, nie mieli prawa do nas strzelać, przed brzegiem zrobili zwrot, widzieli, że z tyłu idą już oddziały które chcą nas zająć. Szukałem jakiegoś oficera żeby zameldować, ale nie było takiego, byli sami żołnierze i podoficerowie, więc prowadzili nas na przód. Za chwilę zerwali nam płaszcze i zrewidowali, tam był podpułkownik i jeden młodszy oficer, zameldowałem podpułkownikowi, że to jest dowódca Westerplatte major Sucharski, a on grzecznie zasalutował, podał mu rękę i mówi:
- Miło mi przywitać dowódcę tak walecznej załogi. Jeżeli chodzi o załogę to ona jest już w drodze. Poszedł już oddział, który wziął waszych żołnierzy i zaraz tu przyjdą. A czy mogę się dowiedzieć co było powodem waszej kapitulacji, czy może skutki naszego ostatniego ataku?
- Nie – tłumaczyłem. - Nie, ostatni atak został odparty jak wszystkie inne.
Wówczas przyjechał dowódca oddziałów gdańskich generał Eberhardt i zarządził abyśmy poszli zdawać, ja uzbrojenie i fortyfikacje, a major poszedł do willi oficerskiej z generałem i kilku oficerami. Tam generał zażądał aby major oddał mu swoja szablę, po czym przełożył ją do drugiej ręki i powiedział:
- W dowód bohaterstwa załogi wręczam Panu tę szablę z prawem noszenia w niewoli.
Zdałem uzbrojenie oficerowi niemieckiemu, a on patrzy z rumieńcem wstydu i mówi:
- I to wszystko co wyście tu mieli i tego my nie mogliśmy zdobyć - kiwał tylko głową, a ja mówię – Tak.
- A gdzie są te fortece, które z samolotów było widać.
- Takich my nie mieliśmy - chyba, że to może te kopce siana, które gdzieś jeszcze tam są.
Wówczas poprosiłem tego oficera, żebym mógł się udać do mojego mieszkania i się przebrać i jakieś potrzebne rzeczy zabrać. Pozwolił mi, dał żołnierza, przebrałem się, a rzeczy zapakowałem do walizki. Żołnierz, który mnie prowadził mówi:
- Dobrze, że się poddaliście, bo jutro samoloty miały zrzucać beczki z benzyną i zapalnikami i byśmy was w mig wykopcili. Dobrze że się poddaliście, bo gdybyśmy was zdobyli, to byśmy was rozszarpali, tylu kamratów nam zabiliście.
- Jak to, rozszarpać nas chcieliście? A kto do kogo przyszedł? Czy my was tu prosiliśmy. To był brutalny napad na nas i na co mieliśmy czekać, że wy nas rozszarpiecie.
- No tak, ale to jest wojna.
- Nie było żadnej wojny wypowiedzianej, brutalnie nas napadliście.
- Ale teraz już jest po wszystkim.
Kapitulacja Westerplatte, mjr Henryk Sucharski i gen. Friedrich Eberhardt
zdjęcie pochodzi z publikacji "Wojna zaczęła się na Westerplatte" - Andrzej Drzycimski, Stanisława Górnikiewicz, Krajowa Agencja Wydawnicza - Gdańsk 1979
Westerplatczyk po kapitulacji
Kapitulacja polskiej załogi Westerplatte, na pierwszym planie starszy ogniomistrz Leonard Piotrowski
Partia hitlerowska, zażądała aby bandytów z Westerplatte prowadzić piechotą przez Gdańsk, byliby nas zlinczowali, ale oficerowie powiedzieli – Nie. Musicie przysłać cztery autobusy i trzeba ich odwieźć - i tak zrobili. Jak wchodziliśmy do autobusów, zabrzmiała komenda „Baczność” i wszyscy Niemcy salutowali.
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Andrzeja Walasa
- 04/09/2017 11:32 - II Gdański Piknik Patriotyczną imprezą rodzinną
- 04/09/2017 11:00 - „Godność” bojkotuje Adamowicza
- 01/09/2017 22:16 - „Mistrzowie w pasach” czyli jak jeździć bezpiecznie
- 01/09/2017 19:13 - Karol Nawrocki: Polska Poczta w Gdańsku i Westerplatte - archetypy polskiej postawy
- 01/09/2017 14:22 - Sierpień podziałów
- 31/08/2017 19:22 - Obchody sierpnia w miasteczku KOD-u
- 30/08/2017 19:15 - Gdańsk dołączył do sieci ICORN
- 28/08/2017 14:22 - Zmiana ustawy o OZE naprawia rynek energii
- 28/08/2017 08:02 - Sąd wpisał zarząd SKT - nowe fakty...
- 27/08/2017 12:14 - Targ Sienny czy forum biznesu?