Z Leszkiem Millerem przewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej rozmawia Artur S. Górski
- Wyruszył pan już w objazd po kraju, jak czyni to szefowa rządu Ewa Kopacz i mająca ja zastąpić w przypadku triumfu opozycji Beata Szydło?
Leszek Miller: Nie. Zastał mnie pan w Sejmie.
- Czy peregrynacje rządu PO-PSL po kraju to objaw gospodarskiej troski o losy kraju i nas, obywateli?
Leszek Miller: Ależ to jest oczywista kampania wyborcza. Pani Ewa Kopacz wykorzystuje swoje stanowisko Prezesa Rady Ministrów i instrumenty, którymi dysponuje do jej prowadzenia. Odbywa się to za pieniądze podatników, co jest naganne. Do tego jest zbyteczne z punktu widzenia państwa i bardzo kosztowne z punktu widzenia podatników. Za te fanaberie płacimy wszyscy.
- Szefowa PO nie potrafi oddzielić funkcji partyjnej od kierowania rządem?
Leszek Miller: Sceniczne spotkania, zdjęcia, spacery, udawana gospodarska troska na to by wskazywały. Pani Kopacz jest szefową partii i rządu. To jest oczywistość, ale jakoś bardzo późno wpadła na pomysł by wędrować wraz z rządem po kraju. Ta podróżnicza aktywność pani premier i członków jej rządu nie ma innego niż kampanijne uzasadnienia.
- Nim wrzucimy kartkę do urny 25 października, odpowiadając tym na pytanie czy kraj rozwija się na miarę naszych aspiracji, 6 września odpowiemy na trzy, a właściwie dwa - bo jedno już nieaktualne, pytania referendalne…
Leszek Miller: Referendum wyznaczone na 6 września jest całkowicie zbędne. Zostało przeforsowane w porozumieniu z Senatem przez ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego pod wpływem wyniku pierwszej tury wyborów. To miał być sprytny sposób na przekonanie części wyborców. Jak pokazała II tura nic ten zabieg mu nie pomógł i Bronisław Komorowski zostawił nas z tym swoim pomysłem na wyborczy sukces…
- Referendum zarządzone przez odchodzącego ze stanowiska prezydenta Bronisława Komorowskiego od początku budziło wątpliwości…
Leszek Miller: Te wątpliwości są kosztowne. Ponad sto milionów złotych. Można je wydać z dużo większym pożytkiem, nie celebrując fikcji…
- To znaczy?
Leszek Miller: Choćby na dożywienie dzieci, by nie chodziły głodne do szkoły.
- Pańscy koledzy z ław poselskich „wybuczeli” prezydenta Andrzeja Dudę, kiedy ten mówił o głodnych dzieciach…
Leszek Miller: Proszę zauważyć, że buczeli sejmowi koledzy - posłowie z Platformy, którzy nie znają, lub tak udają, danych GUS.
- Chowają głowę w piasek, by - jak to ujęła Ewa Kopacz - nie służyć „rosyjskiej propagandzie”?
Leszek Miller: Z tą propagandą to był chyba taki nieudany żart. Pół miliona dzieci w Polsce nie je obiadów, ponad milion żyje w nędzy. To są dane Głównego Urzędu Statystycznego.
- Rozmawiamy w rocznicę robotniczego protestu z 1980 roku. Ten proletariacki bunt zawarł się w 21 postulatach gdańskiego MKS. Troskę o stan służby zdrowia i zapewnienie dostępności do opieki medycznej zapisano w postulacie 16. Interweniował pan w sprawach pomorskiej służby zdrowia. Ostatnio pisał pan do marszałka województwa z PO…
Leszek Miller: Wysłałem list ponieważ jestem zaniepokojony, i nie tylko ja, tym, co dzieje się ze szpitalami i przychodniami w województwie. Do mojego biura poselskiego nadeszła odpowiedź, ale nie od samego marszałka. Jest lakoniczna i niezadowalająca. A przecież procesy, które zachodzą na Pomorzu, dotykające wrażliwej sfery zdrowia mieszkańców, są czymś niesłychanym. Odpowiedzi można jakoś sklecić, a tymczasem dobro pacjenta zagubi się ostatecznie w urynkowieniu, komercjalizacji, prywatyzacji. Rządzący z tej ekipy już nawet nie udają, że zamierzają realizować konstytucyjną zasadę troski o zdrowie obywateli. Alarmuję więc, że szpital to nie sklep lub fabryka, gdyż zdrowie nie jest towarem.
- Czy proces przemian zapoczątkowany w 1980 i w 1988 roku okazał się niedokończoną rewolucją? Czy umowa społeczna zawarta wówczas między strajkującymi a stroną rządową obowiązuje?
Leszek Miller: Z cala pewnością obie porozumiewające się wówczas strony, czyli strajkujący i liderzy MKS oraz strona rządowa, nie miały w polu widzenia takiej odmiany kapitalizmu, jaką nam zaserwowano. Gdyby ktoś, jakiś wieszcz, przekazał strajkującym kształt przyszłej transformacji to wielu by się zastanowiło. Skala wykluczenia społecznego i ubóstwa, rozmiary koniecznej emigracji za chlebem nie przystają nijak do tamtego ducha solidaryzmu społecznego. Karol Modzelewski, jeden z twórców i rzeczników „Solidarności”, człowiek dawnej opozycji, napisał, że rachunek społeczny za transformację nie musiał być tak duży i o takich skutkach, że nie siedziałby nawet tygodnia, nie mówiąc już o kilku latach, w wiezieniu w imię budowy kapitalizmu.
- Rozmawiamy w mieście narodzin „Solidarności”, w którym triumfuje od lat PO. To efekt zapatrzenia się nieco z przekory na liberalizm, zapatrzenia na władzę, trwałości układu?
Leszek Miller: Wszystkiego po trochu. Ja tej dominacji PO się nie lękam. W 2001 roku to SLD miał lepszy wynik na Pomorzu niż politycy tej formacji. PO ma wyborcze sukcesy, ale tak nie będzie do końca świata. Zjednoczona lewica się do tego przyczyni...
- Dość mizernie ona na Pomorzu wygląda...
Leszek Miller: Nie popadam w zadowolenie jak i w zbytni krytycyzm.
- Pod jakim hasłem pójdziecie do wyborów na Pomorzu?
Leszek Miller: Przy prezentacji naszych kandydatów zaprezentujemy też szczegóły i programowe hasła. Centralnym punktem naszego programu jest jego wymiar społeczny. W regionie na pewno będzie to ochrona zdrowia. W Gdyni wskażemy na gospodarkę morska, na dynamikę tego miasta i portu, na potencjał intelektualny. Jeszcze raz przypomnimy obecnym włodarzom o Pomorzu, które nie kończy się w Trójmieście.
- A sprawy obronności? Służył pan w Marynarce Wojennej…
Leszek Miller: Gdynia to morze więc i Marynarka Wojenna. Nie mogę zgodzić się z kuriozalną decyzją o rozformowaniu i przeniesieniu dowództwa Marynarki Wojennej do Warszawy. Flota i lotnictwo morskie dowodzone są z centralnej Polski.
- Jest od ponad roku Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, odpowiedzialne za planowanie zadań. Jest Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, odpowiedzialne za dowodzenie operacyjne…
Leszek Miller: W Gdyni jest zaś centrum operacyjne i nadzoru działań Marynarki Wojennej. Czy ktoś jest w stanie przy tej dwoistości dowództwa i możliwościach przeciwnika, zapewnić pełne działanie systemów łączności, zabezpieczyć serwery w razie konfliktu? Zwrócę się niebawem do pana prezydenta Andrzeja Dudy oraz szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Pawła Solocha z wnioskiem by prezydent RP rozpoczął proces decyzyjny przywrócenia dowództwa Marynarki Wojennej do Gdyni. Obronność to nie jest miejsce na eksperymenty i rachunki prowadzone tak, by zredukować kadrę i możliwości obronne.
- 25/08/2015 19:37 - Nauczycielskie pożegnania i nominacje
- 25/08/2015 09:00 - Dbajmy o cholesterol
- 24/08/2015 18:25 - Rok szkolny 2015/2016 w gdańskiej oświacie w programach i liczbach
- 20/08/2015 19:58 - Jesienna pociecha dla PO. Slalom wojewody na jubileusz weterynarii
- 20/08/2015 18:36 - Baranowska: Pasztet trafił do prokuratury
- 18/08/2015 22:21 - Dośla: Ta wolność miała też gorzki smak
- 18/08/2015 12:56 - Z Fundacją Koperskiego z Syberii na Pomorze
- 15/08/2015 19:33 - Odsłonięto pomnik Anny Walentynowicz
- 14/08/2015 20:38 - Co zrobi minister Plocke?
- 13/08/2015 16:54 - List do najważniejszych osób w Państwie w sprawie odznaczenia państwowego dla Pedro Pereira da Silva