Ustawa o działalności leczniczej, przyjęta przez sejm, czeka na podpis prezydenta. Ostatecznie do początkowego projektu wprowadzono poprawki, z których najważniejsza to brak obowiązkowego przekształcania lecznic w spółki prawa handlowego. Zgodnie z przyjętą formą ustawy samorządy, które nie przekształcą szpitali, będą musiały pokryć ich ujemny wynik finansowy w ciągu trzech miesięcy od upływu terminu zatwierdzenia sprawozdania finansowego, jeśli tego nie zrobią dojdzie do komercjalizacji szpitala, albo stanie się on jednostką budżetową gminy.
Rozmowa z Hanną Zych-Cisoń, zajmującą się ochroną zdrowia Wicemarszałek Województwa Pomorskiego, w ubiegłej kadencji wiceprzewodniczącą Komisji Ochrony Środowiska, członkiem Komisji Nauki, Edukacji, Kultury i Sportu oraz Komisji Zdrowia, Polityki Społecznej i Rodziny Sejmiku, radną z ramienia Platformy Obywatelskiej, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków.
Podoba się pani projekt Ustawy o działalności zdrowotnej?
To bardzo rozbudowany projekt i to nie Urząd [Marszałkowski] jest od oceniania szczegółów, od tego są specjaliści. Natomiast jeśli chodzi o część dotyczącą przekształceń szpitali, to proponowana droga przekształceń jest znacznie prostsza niż obowiązująca dotąd, wymagająca powołania likwidatora procedura.
Ale czy to dobrze?
Wydaje mi się, że tak, bo jest to krótsze, prostsze i tańsze. Chociaż oczywiście wiąże się z kosztami. Samorząd musi albo pokrywać dług szpitali, albo je przekształca, ale to też niesie za sobą koszty. Ważne jest czy szpital jest zadłużony, ale też czym się zajmuje, bo bardzo różne są wyceny świadczeń [dokonywane przez NFZ]. Na przykład szpitale onkologiczne świetnie dają sobie radę, więc przekształcenie nie przeszkodzi im w działalności, ale są dziedziny niedochodowe, jak interna, pediatria albo kardiologia zachowawcza... Każdemu szpitalowi przyglądamy się z grupą prawników. Dla każdego jest inny biznesplan i inne podejście.
Marek Balicki mówił mi, że komercjalizacja szpitali to „otwarcie drogi i zachęcanie samorządów do przekształcania szpitali w spółki kapitałowe, których celem będzie wypracowywanie zysku”. Nie boi się pani, że ta komercja przykryje misję?
Pamiętajmy o jednym: to będą spółki kapitałowe, ale w 100% kapitału samorządowego. To nie jest tak, że wejdzie obcy inwestor, tylko samorząd będzie dalej miał bardzo dużo do powiedzenia. Poza tym nie można zarzucić placówkom niepublicznym, że one źle działają. Często oferują bardzo dobrą jakość, a pacjenci chcą się tam leczyć. Zależy nam, żeby była kompleksowość usług. Nie mamy doświadczenia, bo dopiero wchodzimy na tę ścieżkę, ale nie ma innego wyjścia. Szpitale często są zadłużone bo wyceny świadczeń w NFZ nie są weryfikowane, a jest przecież inflacja. Mamy szpital, o którym mówimy, że on „pełni misję”, bo jest niedofinansowany, a zapewnia usługi, ale to niedofinansowanie jest cały czas obecne, przecież jest to zagrożenie dla pacjenta.
Tak, ale boimy się przekształceń...
Jeżeli chodzi o zwykłą fabrykę butów, to od razu rozumiemy, czym są niewykorzystane moce, ale nie chcemy takiego słownictwa w sprawie szpitali, chcemy mówić o misji. Ale kiedy szpital najlepiej realizuje misję? Gdy jest stabilny finansowo. Poza tym chodzi też o sprawy, o których często rozmawiamy jako obywatele: dlaczego ten szpital nie pracuje po południu, dlaczego jest tak krótko otwarty? Bo ma za mały kontrakt z NFZ, jeżeli Fundusz da szpitalowi większy kontrakt, szpital będzie otwarty dłużej, a sprzęt lepiej wykorzystany. W Gdańsku mamy trzy duże szpitale marszałkowskie Zaspa, Wojewódzki i Studencki, które mają podobny zakres świadczeń, przez co dochodzi do takich sytuacji, że wszystkie szpitale mają problem z kontraktami na kardiologię. Na przykład Szpital Studencki musi rozliczać kardiologię jako internę. Więc wydaje się, że racjonalne może być zamknięcie kardiologii w jednym z tych szpitali i przesunięcie łóżek do innego. Ważne, że nie chodzi o likwidację łóżek, kontrakt pozostaje taki sam, ale koszty zmaleją. Będzie to lepsze wykorzystanie sprzętu, pieniędzy i lekarzy.
Czy przekształcone szpitale nie będą ze sobą konkurować i nie wejdą w zwykłą „grę rynkową”?
Jedynym polem, na którym mogą konkurować jest jakość usług, więc to nie jest groźne dla pacjenta, który będzie chciał pójść tam, gdzie ma fachowego, partnersko traktującego go lekarza, milszą pielęgniarkę. Teraz mam wrażenie wszyscy w szpitalach czują się mocno niestabilni i niezadowoleni.
Nie ma zagrożenia, że komercjalizacja doprowadzi do późniejszej prywatyzacji szpitali, która zachwieje bezpieczeństwem pacjentów?
To nie jest tak, że nie mam obaw co do bezpieczeństwa pacjentów, ale one występują już w dzisiejszej sytuacji. Po przekształceniu dajemy większą swobodę dyrektorowi szpitala, ale czuwa przy nim rada nadzorcza złożona ze specjalistów. Rady społeczne przy szpitalach teraz składają się z osób będących często całym sercem za szpitalem, ale bez odpowiednich kompetencji.
NFZ jest problemem sam w sobie... Opiera się na procedurach, które może nie są z gruntu niesłuszne, ale zawierają nieaktualne stawki, czy jest szansa, że sytuacja się zmieni?
Im większy szpital, tym ma większe koszty, im bardziej kompleksowe usługi tym większe koszty amortyzacji. Także specjaliści kosztują. Nie jestem hura-optymistką, sama nie wiem wszystkiego, więc bardzo dużo dyskutujemy na ten temat. Nie ma już praktycznie publicznej podstawowej opieki zdrowotnej, ale niepubliczna działa dobrze. Choć oczywiście, placówki narzekają, że chciałyby mieć więcej pieniędzy i problem pieniędzy cały czas się przewija... Trudno przewidzieć co będzie za rok, ale z drugiej strony mamy grzech zaniechania, bo czy mamy nic nie robić widząc dzisiejszą sytuację?
A jak ocenia pani sytuację, kiedy przekształcone placówki wprowadzają specjalne opłaty pozwalające na korzystanie z danych świadczeń przed pozostałymi pacjentami? Gazeta Wyborcza opisała podobne sytuacje w jednym z warszawskich szpitali.
Rzeczywiście może dochodzić do podobnych sytuacji, ale to na pewno będą drobne opłaty. Zresztą do podobnych sytuacji już dochodzi, choć pacjenci często nawet tego nie zauważają, bo im się mówi, żeby zapłacili 5 zł na „coś tam”, na przykład w operacji przepukliny może być dobrana lepsza lub gorsza siatka. Myślę, że to nie jest takie straszne, ja bym się tego nie bała. Już dziś wielu pacjentów przychodzi do szpitali i pyta czy może samemu zapłacić za wyżywienie. - Ja wiem, że wy tu macie biedę – mówią. System dodatkowych ubezpieczeń też byłby dobry, ale to temat na inną rozmowę. Teresa Kamińska powiedziała kiedyś, że w życiu to jest tak, jak w samolocie: najważniejsze, żebyśmy wszyscy wystartowali i wylądowali bezpiecznie, a w środku niektórzy mają klasę ekonomiczną, a niektórzy business class... Nie ma w życiu kompletnej równości. Jeśli szpitale zarobią trochę na bogatszych, to będą mogły zapewnić lepsze leczenie biednym.
Rozmawiał Jacek Wierciński
jacek.wiercinski@wybrzeze24.pl
- 26/04/2011 12:56 - Dwa miesiące temu stracił rękę, teraz uszkodził nogę
- 26/04/2011 10:40 - Mecz Polska-Francja na stadionie bez adresu?
- 26/04/2011 09:44 - Skarszewy: Wiemy, ile kosztowała feralna nawierzchnia
- 26/04/2011 08:12 - Ćwierć wieku po katastrofie w Czarnobylu
- 25/04/2011 20:58 - Pożegnanie Teresy Chudek
- 25/04/2011 11:47 - Etykieta czy fanaberia
- 24/04/2011 14:04 - Głódź: Tragedia smoleńska wciąż budzi wiele pytań
- 24/04/2011 08:53 - "Nie ma żadnych konsultacji w sprawie atomu"
- 23/04/2011 18:18 - Międzynarodowy Dzień Książki
- 23/04/2011 17:33 - Gdańskie misterium Męki Pańskiej