Andrzej Wajda, jeden z najwybitniejszych twórców filmowych w historii kina, wywodzący się z polskiej szkoły filmowej, którą tworzył wraz z Jerzym Hasem, Jerzym Kawalerowiczem, Andrzejem Munkiem, Stanisławem Różewiczem, współtwórca tzw. kina moralnego niepokoju, zaangażowany politycznie, należący do „Salonu III RP”, zmarł w niedzielę w wieku 90 lat.
Swoimi filmami uczył o historii, przestrzegał, starał się być przewodnikiem. Pozostawił w naszej pamięci Mateusza Birkuta, symbol pokolenia ZMP i robotników zbuntowanych przeciwko ustrojowi klasy robotniczej, Maćka Chełmickiego, żołnierza wyklętego, ginącego na śmietniku, ale tego, z którym chcieliśmy się identyfikować, dramat przemian w mieście Łodzi uosabiany przez człowieka biznesu Karola Borowieckiego, szlachcica, Polaka, starającego się wypracować sobie miejsce między Niemcami, Żydami i Rosjanami w XIX-wiecznej stolicy przerobu bawełny. Uczył tym handlu, giełdy, zasad brutalnego kapitalizmu.
Był laureatem Srebrnej Palmy w Cannes za film „Kanał” (1957), nagrody FIPRESCI w Wenecji za „Popiół i diament” (1959), Srebrnej Muszli w San Sebastian za „Wesele” (1973), FIPRESCI w Cannes za „Człowieka z marmuru” (1978) i Złotej Palmy w Cannes za „Człowieka z żelaza” (1981). Jego dorobek filmowy nagrodzono także Złotym Lwem i Złotym Niedźwiedziem. Wajda w 2000 roku otrzymał Oscara za całokształt twórczości.
Odszedł Honorowy Obywatel Miasta Gdańska.
Nominowane do Oscara były „Ziemia obiecana” (1976), „Panny z Wilka” (1980), „Człowiek z żelaza” (1982) i „Katyń” (2008). Do Oscara zgłoszony też został jego ostatni film „Powidoki”, który w marcu trafi na ekrany kin. Był prezentowany na gdyńskim festiwalu.
To film o Władysławie Strzemińskim, pionierze polskiej awangardy, artyście wielkiego formatu, zwalczanym po 1945 r. przez reżim za niezależność twórczą. Swoisty wyrzut sumienia elity kulturalnej czasów PRL. To opowieść o artyście zafascynowanym awangardą, socjalizmem, który zostaje w końcu zmiażdżony przez system bo nie poszedł z nim na ugodę, zachował niezależność. Umarł w biedzie i zapomnieniu. Czyli obraz artysty przeciwny do drogi wyboru samego Wajdy. Czy to swoisty znak zapytania postawiony na koniec twórczości?
Andrzej Wajda angażował się w działalność polityczną, był członkiem Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, a w latach 1989-91 senatorem. Zrealizował propagandowy obraz o Lechu Wałęsie. Był w Komitecie honorowym poparcia Bronisława Komorowskiego w 2015 r.
Jego filmy także wpisywały się w kontekst polityczno-społeczny, a dzięki talentowi reżysera trafiały też do widza zagranicznego. Do historii kina wpisane zostały „Popiół i diament” według powieści Jerzego Andrzejewskiego, „Ziemia obiecana”, „Kanał”, „Piłat i inni” (ze sceną Chrystusa idącego ku Golgocie, na tle autostrady), „Wesele”, „Człowiek z marmuru” i „Człowiek z żelaza”.
Wajda tworzył kino przez ponad sześć dekad, radząc sobie w PRL, lawirując, korzystając z przychylności ludzi władzy, kalkulując, a jednocześnie reżyserując dzieła wybitne.
Być może przez lata lawirował, może był ulubieńcem jakichś salonów. Może... W 2012 roku chętnie przywitał się publicznie i rozmawiał z dziennikarzem "Gazety Gdańskiej". Nie zważał na odbiór takich gestów. Nie zapominał twarzy.
Krytyk filmowy Krzysztof Kłopotowski przed czterema laty trafnie nakreślił sylwetkę i twórczość Wajdy, akurat po zrealizowaniu „Wałęsy”.
- Mistyczna wizja w celi u Bernardynów jest czymś innym, niż twórczość w realnym świecie. Reżyser to nie poeta sam na sam z Bogiem i kartką papieru, lecz organizator machiny produkcyjnej. Tworzy wizję kalkulując skąd brać pieniądze na filmy, jak zabezpieczyć się przed rywalami i wrogami. Gra o przetrwanie filmowca nie wygląda godnie. Ale Pan Andrzej umie przysiąść się z wdziękiem do największego płatnika w okolicy i brać pieniądze, jakby ledwo się godził. Wypatrując zarazem większego żywiciela. Jednak nie chowa zysków dla siebie, bo dzieli się twórczością. Najlepsze jego filmy są rzeczywiście „jak gwiazda na granicy świata”. Przypomnijmy sobie tylko „Wesele” lub „Ziemię obiecaną”. Połączenie talentu i oportunizmu pozwoliło mu także nakręcić najlepszy film polityczny, „Człowieka z marmuru” – napisał Kłopotowski.
Zwracał też uwagę na rys, który opisał jako „geniusz oportunizmu”:
- Słabszy gracz powinien wyczekać, aż pojawi się układ sił, który będzie mu sprzyjał przeciw potężnym przeciwnikom. Naiwna szlachetność jest powodem nieszczęść polskich. Dlatego w „Kanale” wrzucił czako ułańskie do ścieku. Trzeba kluczyć i maskować się. „Popiół i diament” zakłamuje historię powojenną, jednak Wajda zadbał środkami filmowymi, żeby każdy chłopak chciał być jak żołnierz wyklęty Maciek, a nie komunista Szczuka – twierdził Krzysztof Kłopotowski, dziennikarz filmowy w eseju „Obywatel Wajda” i w tekście opublikowanym w „Rzeczpospolitej” w 2012 roku pod tytułem „Wernyhora z Żoliborza”.
Artur S. Górski
- 12/10/2016 19:35 - Jerzy Śnieg: Wspólny szyld jest ważniejszy niż indywidualne ambicje
- 12/10/2016 17:20 - Kurski - Rada Mediów Narodowych 4:1
- 12/10/2016 12:31 - Zmiany w systemie oświaty: Czy MEN straci sojuszników reformy oświaty?
- 12/10/2016 11:20 - "Daj misiaka dla dzieciaka" – ku pamięci Erwiny Barzychowskiej
- 11/10/2016 10:41 - Z wizytą w filmowej szafie
- 10/10/2016 18:08 - Dobre, bo regionalne i tradycyjne
- 10/10/2016 16:37 - E(x)plory - najlepsi z Lotosem
- 10/10/2016 16:04 - "Nie" reformie oświaty - pikieta pod Urzędem Wojewódzkim
- 08/10/2016 18:28 - Kacper Płażyński apeluje o dialog w sprawie terenów Gedanii
- 06/10/2016 19:35 - Gdańska woda pracuje na Île-de-France