- Jeśli ktoś myśli, że mamy tu finansową potęgę, to jest w wielkim błędzie – mówi nam jeden z akcjonariuszy mniejszościowych Lechii. Jeśli jego informacje są prawdziwe, to w Gdańsku mamy nie wielki klub, a domek z kart.
Z uwagi na treść rozmowy, którą przeprowadziliśmy z mniejszościowym udziałowcem, jesteśmy zobowiązani do zachowania tajemnicy dziennikarskiej, żeby nie zaszkodzić jego osobie.
Mecz sparingowy Lechia – Schalke 04. Środa, ciepły lipcowy wieczór. Po meczu jeszcze sporo osób zostało ze względu na spotkania z piłkarzami i różne inne atrakcje. W tym także sporo osób będących akcjonariuszami mniejszościowymi Lechii. Nasz rozmówca od lat związany jest z biało-zielonymi i bardzo mu zależy na tym, aby klub w końcu był na odpowiednim dla niego miejscu.
Kibice Lechii mają trochę kompleks klubów z innych dużych miast. Wszystko dlatego, że tak naprawdę tylko Lechia nie ma jeszcze mistrzostwa na koncie. Ma je Legia, Lech, Wisła czy Śląsk, Nic więc dziwnego, że oczekiwania w Gdańsku od kilku lat, a dokładnie od pojawienia się osoby Andrzeja Kuchara, a później Franza Josefa Wernze, są ogromne. Chcemy pucharów, mistrzostwa i splendoru.
Jednak nie da się ukryć, że biało-zieloni to po prostu klub mający wiecznego pecha, przez co wiecznie są skazani na pozycję ligowego średniaka, który co jakiś czas narobi zamieszania pukając do czołówki. Ale kiedy przychodzi co do czego, kiedy potrzeba wygrać decydujący mecz to następuje wielkie rozczarowanie – remis lub porażka. Tak było trzy razy w ostatnich latach. Za trenerów Kafarskiego, Moniza i Brzęczka. Tak, jakby sama Lechia nie chciała wyjść z szufladki z napisem „pechowiec”.
Ten sezon również nie zapowiada rewelacji. Słaba postawa na inaugurację. W sparingach z europejskimi drużynami (mimo wyrównanych wyników) Lechia również nie prezentuje się europejsko jeśli chodzi o poziom gry w piłkę. A to miało się zmienić. Miały być spektakularne transfery, które powinny być zapewnieniem realnego wzmocnienia drużyny i z automatu ustawienia Lechii na podium ekstraklasy. Jak jest, każdy kibic widzi. Budowa silnego klubu potrwa jeszcze ładnych kilka lat.
No i gdzie ta ciężarówka z pieniędzmi – pytam naszego rozmówcę. - Dajcie spokój, to była tylko marchewka na kiju, chwyt marketingowy, który miał zapewnić szum wokół klubu. Cisse czy Malouda to melodia przyszłości, jeszcze długo nie będzie tu pieniędzy na takich zawodników – odpowiada nam akcjonariusz. Nie dziwi zatem problem ze spłaceniem przez Lechię rat za transfer Sebastiana Mili. Śląsk Wrocław zaczyna tracić cierpliwość. Gdański klub zapłacił wstępnie kilkaset tysięcy złotych, a resztę z kwoty 1,4 mln miał wyrównać w dwóch ratach. Ich daty były ustalone na kwiecień i czerwiec, ale w stolicy Dolnego Śląska pieniędzy nie widać. Nic więc dziwnego, że Śląsk chce skierować sprawę do PZPN-u, a jeśli to nie da rezultatu, to wtedy na drogę sądową. Oczywiście, w dzisiejszych czasach opóźnienia w takich sprawach są naturalne, jednak w przypadku Lechii niemalże co roku pojawia się ten temat. A takie zaległości mogą prowadzić do braku licencji na kolejny sezon.
- Ale czego my oczekujemy? Jeśli klub nie jest nawet w stanie wykupić Antonio Colaka, tylko lawiruje na wszystkie strony, aby go ponownie wypożyczyć. To jest niepoważne. Zarówno wobec Norymbergii, Hoffenheim, jak i samego piłkarza, który traci rytm treningowy i meczowy – mówi nam akcjonariusz mniejszościowy, który jest dość blisko osób decyzyjnych w klubie. Według niego ta sytuacja najlepiej pokazuje jakimi środkami finansowymi dysponuje Lechia. To kolos na glinianych nogach.
Zadziwia przede wszystkim fakt, że w przypadku tak bogatego właściciela, zarządu klubu zbudowanego z osób będących od lat w piłce czy rekordowych przychodów za zeszły sezon, klub nie jest w stanie realnie się wzmocnić. Ba, nawet utrzymać jednego z kluczowych graczy. - Pytaniem zatem pozostaje o co tak naprawdę chodzi obecnym władzom – zastanawia się nasz rozmówca. - Jak się pojawili, to od razu nadmuchali balon z europejskimi pucharami, później się z tego wycofywali, teraz mówią, że to długofalowy projekt. Kibice są skołowani, nie wiedzą czego się spodziewać, a przede wszystkim zastanawia ich czy Wernze chce tu faktycznie zbudować coś wielkiego, czy tylko jak najwięcej na Lechii zarobić. Póki co można odnieść wrażenie, że to drugie. W końcu niemalże wszystkie transfery są przeprowadzane przez agencję ROGON, której właścicielem jest udziałowiec Lechii, Roger Wittmann. Wygląda to tak, że bierzemy młodych, zdolnych, żeby się trochę ograli, a później sprzedamy ich z zyskiem. Tak się nie da zbudować mocnej piłki, do tego potrzeba stabilizacji – dodaje.
W trakcie rozmowy poruszyliśmy także temat marketingowej działalności klubu. Doszliśmy do wniosku, że w tym aspekcie Lechia zrobiła największy progres, ale tegoroczne mecze z zagranicznymi rywalami to przesyt. Najlepiej pokazała to frekwencja. O ile na meczu z Juventusem można się spodziewać około trzydziestu tysięcy kibiców, tak te z Wolfsburgiem i Schalke 04 były strzałem w kolano. Zwłaszcza ten drugi, przed którym odbyła się prezentacja drużyny. Kto jest w stanie przyjść w środku tygodnia na godzinę 17.30 i jeszcze zapłacić za to 40zł? Oczywiście, to dodatek do meczu towarzyskiego, jednak wciąż manewr bardzo nietrafiony. Klub powinien się skupić na budowaniu tożsamości klubu, tak jak to miało miejsce w zeszłym sezonie – najlepszym przykładem mecz z Legią. To jest droga, dzięki której można zbudować relację z ogromną rzeszą kibiców.
Sytuacja wokół Lechii, już klasycznie w ostatnich latach, robi się bardzo gorąca i napięta. Kibice czują się niepewni lub oszukiwani. Ciekawi jesteśmy czy klub odniesie się do powyższego tekstu, tak jak to miało miejsce kilka miesięcy temu, kiedy pisaliśmy o tym, kto tak naprawdę rządzi klubem. Nie spodziewamy się przecież, że akcjonariusze mniejszościowi, który gros jest z Lechią od jej odbudowy z czasów gry w A-klasie, wysysa takie informacje z palca.
Wysłaliśmy do Lechii pytania odnośnie sytuacji z ratami dla Śląska za transfer Sebastiana Mili i o sytuację Antonio Colaka. - Musimy uzbroić się w cierpliwość - lakonicznie w sprawie Chorwata odpowiada rzecznik klubu, Kacper Suchecki. Nieco więcej światła rzuca natomiast na sprawę zaległości za transfer kapitana biało-zielonych: - Nie chciałbym się wypowiadać na temat zapisów umów transferowych. We wszystkich takich przypadkach obowiązuje nas zasada poufności zawartych tam informacji. Na pewno nie dopuścimy do sytuacji, aby jakikolwiek transfer piłkarza do Lechii Gdańsk nie został w pełni rozliczony. Nasze zobowiązania staramy się realizować na bieżąco i jeśli pojawiło się jakieś opóźnienie, wkrótce wszelkie należności zostaną uregulowane.
Patryk Gochniewski
- 26/07/2015 11:48 - Zetterstroem: Jestem po prostu sobą
- 26/07/2015 09:11 - Lechia straciła punkt w doliczonym czasie
- 25/07/2015 21:00 - Próba przed play off?
- 24/07/2015 13:58 - Przełamanie przyjdzie z mistrzem?
- 24/07/2015 13:50 - Lechia-Juventus. Więcej niż mecz
- 22/07/2015 18:29 - Miros zostaje na czwarty sezon w PGE Atom Trefl
- 22/07/2015 17:04 - Groźny upadek Patryka Beśki w turnieju zaplecza kadry - aktualizacja
- 22/07/2015 16:40 - Aktywne wakacje z GOKF (4) - Smocze łodzie
- 22/07/2015 12:24 - Awizowane składy na mecz z KSM Krosno
- 21/07/2015 10:37 - Schwarz zostaje w LOTOSIE Treflu na kolejny rok