Beznadzieja, marazm, niedokładność. Lechia sama podłożyła się Koronie i przegrała w Kielcach 0:2. Lidera przez zimę nie będzie, a i niesmak, mimo świetnej rundy, po tym meczu pozostanie. Aż nieprawdopodobne ile znaczy dla tego zespołu jeden Krasić. Ale też nie wiadomo, jakby ten mecz się potoczył, gdyby sędzia podyktował ewidentny rzut karny dla gdańszczan.
* * *
Korona Kielce: Zbigniew Małkowski, Bartosz Rymaniak, Radek Dejmek, Elhadji Pape Diaw, Rafał Frzelak, Miguel Palanca, Vanja Marković, Mateusz Możdżeń, Nabil Aankour (Marcin Cebula 88'), Dani Abalo (Vladislavs Gabos80'), Michał Przybyła (Jacek Kiełb 57')
Lechia Gdańsk: Vanja Milinković-Savić, Grzegorz Wojtkowiak, Rafał Janicki, Joao Nunes, Jakub Wawrzyniak, Milen Gamakov (Marco Paixao 73'), Aleksandar Kovacević, Sebastian Mila (Rafał Wolski 64'), Sławomir Peszko, Flavio Paixao, Grzegorz Kuświk (Paweł Stolarski 65')
Bramki: Kiełb (61', 92')
* * *
W składzie Lechii niespodzianek nie było. W związku z absencją Malocy, linia obrony wyglądała identycznie jak w meczu ze Śląskiem. W pomocy jedyną rotacją było postawienie na Aleksandara Kovacevica, który zajął miejsce pauzującego Krasicia. Jego zadaniem było nie tylko wspomaganie Milena Gamakova w zadaniach destrukcyjnych, ale także podłączanie się w ataku. Na ławce znów zasiedli Wolski i Marco Paixao, którzy chyba wyczerpali już kredyt zaufania i dobrze im zrobi trochę więcej odpoczynku.
Początek meczu pokazał, że lechistom nie będzie łatwo. Korona mocno naciskała, grała szybko i agresywnie. Biało-zieloni nie mogli rozwinąć skrzydeł, chociaż już w pierwszych minutach szansę miał Gamakov, jednak z szesnastego metra uderzył w środek bramki i Małkowski nie miał problemów z interwencją. Widoczny był brak Krasica. Mila nie poruszał się po boisku tak, jak Serb, rozrywając schematy ustawień przeciwnika. Ta mała różnorodność przeszkadzała w zdobyciu przewagi nad rywalem, który non stop napierał, dobrze się ustawiał i zgarniał bezpańskie piłki. Pierwszy kwadrans nie był łatwy dla gości znad morza. Korona miała w 15. minucie świetną szansę, ale jeszcze lepiej przy strzale Aankoura zachował się Vanja i skończyło się tylko na strachu. Chwilę później w końcu odgryzła się Lechia, ale strzał Kuświka obronił Małkowski.
W 25. minucie powinien być rzut karny dla Lechii po faulu na Wojtkowiaku, ale sędzia Raczkowski ze sobie tylko znanych powodów odgwizdał rzut wolny na linii szesnastki. Skończyło się znów na dobrej interwencji bramkarza gospodarzy, który sparował bezpośredni strzał Mili. Biało-zieloni, po początkowych problemach, zaczęli łapać swój rytm. Irytowała jednak duża niedokładność, która skutkowała szansami dla piłkarzy z Kielc. W 35. minucie sędzia znów mógł użyć gwizdka dla podyktowania rzut karnego, ale z tej decyzji się jeszcze zdoła wybronić. Ale w tym meczu w oczy rzucało się przede wszystkim jedno – wzajemna kopanina. Czyli jakby definicja przy spotkaniu tych obu drużyn.
Druga rozpoczęła się tak, jak skończyła się pierwsza, czyli wzajemnym kopaniem po kostkach, przepychaniem i wszelką inną walką wręcz. Piłki w tym wszystkim było niewiele. Korona szukała prostych rozwiązań, czyli laga do przodu i jakoś to będzie, a Lechia dalej nie potrafiła sobie poradzić z bardzo dobrze zorganizowaną obroną gospodarzy. Widać było brak drugiego kreatywnego zawodnika, bo Sebastian Mila jakoś sobie nie radził w pojedynkę. Nie istniały także skrzydła, zbyt duże były odstępy między formacjami... Wiele by tego można było wymieniać. Kolejny mecz, w którym Lechii nie szło. Być może był to najgorszy mecz w pierwszej części roku. To wszystko, plus brak pomysłu, poskutkowały w 61. minucie kontrą, którą na bramkę zamienił wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Jacek Kiełb.
Nic więc dziwnego, że Paweł Nowak zamienił Milę na Wolskiego, a odciętego od podań Kuświka zastąpił Stolarski. Tym samym na szpicy był Flavio. Mimo wszystko dalej mecz wyglądał tak, jakby Korona zamieniła się z Lechią. Po bramce było to już tym bardziej widoczne. Gospodarze złapali luz, a gości byli jak dzieci we mgle. Nawet przy kontrze czterech na dwóch tracili piłkę. Na ostatnie dwadzieścia minut Piotr Nowak postawił wszystko na jedną kartę wprowadzając drugiego z bliźniaków, Marco. Gdzieś te akcje biało-zielonych zaczynały się zazębiać, ale to wciąż było za mało, żeby zagrozić bramce Małkowskiego. Widać było też pewną rezygnację na twarzach gdańszczan. Coś, czego w tym sezonie nie widzieliśmy zbyt często. Korona znalazła patent na Lechię, a ta całkowicie się poddała. Nieco wiary pojawiło się w ostatnich dziesięciu minutach, jednak cały czas brakowało tego ostatniego podania, wykończenia. I to się zemściło. Joker Jacek Kiełb opanował podanie Dejmka, oszukał linię spalonego i przelobował próbującego ratować sytuację Milinkovicia-Savicia. Człowiek, który trzy razy był przy piłce zabił Lechię. Inna sprawa, że ta za bardzo nie przeszkadzała Koronie w wygraniu meczu.
Status quo utrzymane. Beznadziejny ostatni mecz w roku i porażka. W związku z tym fotel lidera przezimuje w Białymstoku.
Patryk Gochniewski
fot. lechia.pl
- 20/12/2016 10:11 - Znamy zimowe plany Lechii - Gdańsk i Turcja
- 18/12/2016 16:09 - "Atomówki" wygrały przedświąteczny dreszczowiec
- 17/12/2016 22:04 - Lotos Trefl wygrywa na koniec pierwszej rundy
- 17/12/2016 18:49 - EIHC Gdańsk 2016 dzień III: Kazachstan wygrywa z Polską i zwycięża w turnieju
- 17/12/2016 16:38 - Myślami byli chyba już na urlopach - oceny lechistów po meczu z Koroną
- 16/12/2016 21:50 - Miło zakończyć rok - Lechia jedzie do Kielc
- 16/12/2016 19:58 - EIHC Gdańsk 2016 dzień II: Kazachstan i Polska wygrywają po raz drugi
- 15/12/2016 20:17 - EIHC Gdańsk 2016 dzień I: wygrane Kazachstanu i Polski
- 14/12/2016 23:43 - Korol prezesem, Bartelik wiceprezesem Pomorskiej Federacji Sportu
- 14/12/2016 23:29 - Przemysław Odrobny: Pamiętam to lodowisko i tych kibiców z fantastycznego dopingu