Po bardzo trudnym meczu w Białymstoku Lechia Gdańsk zostaje liderem ekstraklasy. Cudowną bramkę na wagę trzech punktów, która była jednocześnie jedynym (!) celnym strzałem gdańszczan w meczu, strzelił Aleksandar Kovacević. Nie był to wybitny mecz w wykonaniu biało-zielonych, ale najważniejsze, że był on skuteczny. Takie zwycięstwa budują zespół.
* * *
Jagiellonia Białystok: Marian Kelemen – Łukasz Burliga (Maciej Górski 73'), Dawid Szymonowicz, Marek Wasiluk, Piotr Tomasik – Rafał Grzyb (Karol Mackiewicz 83'), Taras Romanczuk, Przemysław Frankowski, Konstantin Vassiljev, Dmytro Chomczenowski (Damian Szymański 73') – Fedor Cernych
Lechia Gdańsk: Damian Podleśny - Rafał Janicki, Mario Maloca, Jakub Wawrzyniak - Flavio Paixao, Michał Chrapek, Aleksandar Kovacević, Milos Krasić, Rafał Wolski (Grzegorz Wojtkowiak 71'), Paweł Stolarski (Bartłomiej Pawłowski 79') - Grzegorz Kuświk (Marco Paixao 74')
Bramki: Kovacević (63')
* * *
Trener Piotr Nowak miał spory ból głowy przed meczem w Białymstoku. Spotkanie decydujące o fotelu lidera ekstraklasy musiał zagrać nieco eksperymentalnym składem. Po pierwsze nie wykurował się Sławomir Peszko, któremu nie pomogła nawet hirudoterapia. Na domiar złego z bramki wypadł Vanja Milinković-Savić, który kontuzjował się na jednym z treningów. O ile w przypadku Peszki można mówić o dużym osłabieniu, o tyle w przypadku Vanji to już jest kwestia sporna. Widać było, że mu wyraźnie nie idzie na początku sezonu, ale mimo wszystko był w rytmie meczowym. Natomiast Podleśny i Budziłek byli kompletnie wyłączeni z gry. Podziękować mogą klubowi, który zrezygnował z drużyny rezerw. Dlatego też forma bramkarza w tym meczu była największą niewiadomą.
Dodatkowo rotacja nastąpiła w środku pola, gdzie Peszkę zastąpił Stolarski, a w środku pola pomagać Chrapkowi miał Kovacević. Bardziej defensywne ustawienie poskutkowało posadzeniem na ławce Marco Paixao. To oznaczało, że z przodu będzie tylko Grzegorz Kuświk. Ponadto na ławce pojawiło się dwóch dawno niewidzianych zawodników – Lukas Haraslin oraz Piotr Wiśniewski. W składzie nie znaleźli się natomiast dwaj nowi piłkarze pozyskani w zeszłym tygodniu. To jednak jest oczywiste.
Niestety, w drużynie Jagiellonii do zdrowia doszedł Konstantin Vassiljev, więc ułatwienie, które miało pomóc wygrać z drużyną Michała Probierza, prysnęło niczym bańka mydlana. Wiadomo było, że będzie ciężko, ale cztery mecze z rzędu bez porażki na pewno mogły napawać optymizmem w kwestii wyniku.
Początek meczu to było typowe badanie się obu zespołów. Mimo że piłkarze starali się grać szybko i ofensywnie, nie zapominali o zabezpieczaniu tyłów, przez co przez pierwsze dziesięć minut nie było żadnej dogodnej sytuacji bramkowej. Gospodarze starali się wykorzystywać luki na skrzydłach, które powstają z racji systemu, którym gra Lechia, jednak niewiele wychodziło z tych rozwiązań. Gdańszczanie zaś szukali gry kombinacyjnej, ale czujnie grająca defensywa białostocczan nie pozwalała na skuteczne rozgrywanie akcji. Niewidoczny był dotychczasowy dyrygent Milos Krasić, który był niemal kompletnie wyłączony z gry, a gdy już docierała do niego piłka był momentalnie podwajany, a nawet potrajany. Drugi zaś playmaker, Wolski, podobno był na boisku.
Pierwsza dobra sytuacja do zdobycia gola miała miejsce dopiero w 25. minucie, kiedy Vassiljev z kornera zagrał przed szesnastkę skąd uderzył były lechista, Frankowski, ale piłka ostatecznie minęła słupek bramki. Minutę później świetną okazję zmarnował Romanczuk, który mógł zrobić wszystko, a uderzył prosto w Podleśnego. Lechia odpowiedziała ładną akcją w 28. minucie, ale skończyło się tylko na rzucie rożnym. Biało-zieloni zaczęli powoli dochodzić do głosu w okolicach 30. minuty, kiedy w końcu włączyli mocny pressing. To skutkowało szybkim odbiorem piłki, ale z przodu nie przekładało się to na sytuacje. W 39. minucie w końcu urwał się Krasić, który zagrał do Kuświka, ale napastnik nie zdążył opanować piłki. Inaczej pewnie było by 1:0 dla gości.
Drugą połowę mógł otworzyć Cernych, który miał otwartą drogę do bramki po klopsie Janickiego, ale na szczęście nie trafił w światło bramki. Mecz jednak wyglądał tak samo jak w pierwszych 45 minutach. Obie drużyny bardziej się faulowały niż grały w piłkę. Mimo wszystko jednak był to dość żywy mecz, aczkolwiek nie można było mówić o wielkim widowisku. Klasyczne spotkanie do pierwszej strzelonej bramki.
I nastąpiła 63. minuta. Jak nie szło kombinacyjnie, to trzeba było z daleka. Kovacević podbiegł z piłką na 25 metr od bramki Jagiellonii, wykorzystując odpuszczenie Vassiljeva i Grzyba, i strzelił taką bramkę, że klękajcie narody! Bajka! Będzie to zapewne jedna z kandydatur do bramki sezonu. Lechia wykorzystała chwilę marazmu gospodarzy i wyszła na prowadzenie. Białostocczanie rzucili się do odrabiania strat, ale szturmowe ataki dobrze bronili lechiści. Mieli też niewiarygodne szczęście w 69. minucie, kiedy Wasiluk nie trafił głową do pustej bramki. Ta sytuacja była efektem pierwszego błędu w meczu Damiana Podleśnego. Szczęście jednak było po biało-zielonej stronie. I jeśli Jaga nie była w stanie wyrównać, to trzeba było robić wszystko, aby z Białegostoku wywieźć lidera. Zareagował także Piotr Nowak, który przeszedł na czwórkę obrońców, wprowadzając na boisko Grzegorza Wojtkowiaka.
Gdańszczanie starali się grać spokojnie. Wiedzieli, że każda nieprzemyślana decyzja może ich drogo kosztować. Mimo wszystko jednak brakowało momentami dłuższego utrzymania się przy piłce. Tym bardziej, że gospodarze byli niemal bezradni w ataku. Nie wychodziło im dzisiaj nic. Trzeba jednak przyznać, że i Lechia nie grała wielkich zawodów. Gdańszczanie nie zachwycali, ale był to kolejny z tych meczów, gdzie jeśli nie idzie, to trzeba wszelkimi sposobami doprowadzić do szczęśliwego końca. W 83. minucie Michał Probierz postawił wszystko na jedną kartę, wprowadzając szybkiego Mackiewicza. Narażał tym samym swój zespół na kontry, gdyż Jagiellonia została jedynie z trzema obrońcami, ale wiedział, że jeśli nie zaryzykuje, to na pewno ten mecz przegra.
Lechiści jednak grali konsekwentnie. Wiedzieli, że nie mogą wypuścić tej szansy. Obraz gry do końca meczu nie uległ zmianie. Gospodarze szaleńczo atakowali, a goście robili wszystko, żeby bramki nie stracić. Na wyżyny wspinał się Podleśny, który bronił nawet niesamowite strzały, jak ten Vassiljeva z 88. minuty. Reszta drużyny robiła zaś wszystko, żeby takich uderzeń było ich jak najmniej.
Gdańszczanie szukali kontr, ale zawsze dobrze interweniowali obrońcy Jagiellonii. Wynik nie uległ zmianie i Lechia obejmuje pozycję lidera ekstraklasy po raz pierwszy od kilku lat. Oby tym razem została nim do końca sezonu. Ten zespół zaczął rozumieć o co chodzi w piłce. Nieważne jak – jeśli idzie to kilkoma bramkami, a jak nie idzie, to trzeba wcisnąć chociaż tę jedną i potem robić wszystko, by nie stracić. Brawo, panowie! Czekamy na więcej, niech ta seria bez porażki trwa jak najdłużej.
Patryk Gochniewski
- 24/08/2016 18:46 - W dziewięciu weszli do 1/8 - Lechia po karnych gra dalej w PP
- 23/08/2016 16:41 - W drodze po Puchar Polski. Pierwszy przystanek: Gliwice
- 23/08/2016 15:58 - Drugie podejście w Częstochowie 3 września
- 23/08/2016 15:22 - Składy na mecz Renault Zdunek Wybrzeże - Polonia Piła
- 21/08/2016 18:59 - Taktyka zdecydowała o zwycięstwie - oceny lechistów po meczu z Jagiellonią
- 21/08/2016 09:12 - Michalski drugą kadencję prezesem Pomorskiego ZPN
- 21/08/2016 03:52 - Eko-Dir Włókniarz - Renault Zdunek Wybrzeże LIVE - zawody odwołane
- 20/08/2016 19:37 - Po lidera w Białymstoku
- 20/08/2016 19:32 - W jaskini lwa obronić bonusa
- 18/08/2016 15:40 - Żużlowy koniec sierpnia na gdańskim torze: liga i IMME