Rozmowa z Romanem Gałęzewskim, przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej
- Mija trzydzieści lat od powstania „Solidarności”. Jaka ona była na początku i jaka jest dziś?
Roman Gałęzewski: To jest wciąż aktualne pytanie, choć znalezienie odpowiedzi na nie nie jest niemożliwe. 10 milionów ludzi w roku 1980, to był szeroki ruch poparcia walki o wolność. Ludzie zapisywali się w geście protestu lub w poczuciu wspólnej walki. Natomiast działaczy i szeregowych związkowców zaangażowanych w typową aktywność związkową było w wtedy mniej więcej tylu, ilu jest teraz. Jakieś 600-700 tysięcy. To się nie zmieniło. W związku jest ciężka praca i demokracja. Oczywiste jest, że nie każdy chce i nie każdy umie się w to zaangażować.
- Nie ma podziału na pierwszą i drugą „Solidarność”?
Roman Gałęzewski: Bardzo ciekawa i żenująca jest próba podjęta przez Lecha Wałęsę, ucieczki od „Solidarności” z roku 1989 i jego twierdzenie, że w roku 1980 „Solidarność” wszystko załatwiła. To oczywista nieprawda. Niemal na całą dekadę ponownie straciliśmy wolność w grudniu 1991 roku, po czym Wałęsa został na barkach robotników wyniesiony do rangi prezydenta Polski, a dziś pluje na „Solidarność”. Zarzuca związkowi działania polityczne, a tymczasem on i wielu innych polityków wykorzystali robotników do własnych celów.
Prawda jest taka, że bez tych robotników Wałęsa nie byłby nawet przewodniczącym związku w stoczni. O wiele trudniej było przejść procedury wyłaniające szefa zakładowej „Solidarności”, niż wygrać wybory na przewodniczącego struktur krajowych. On swoje zwycięstwa zawdzięcza nam. Wałęsa bez związku byłby nikim, a związek bez niego działałby i tak.
„Solidarność” trzydzieści lat temu zapoczątkowała przemiany, ale dokonały się one dzięki aktywności związku i ruchu społecznego przed dwiema dekadami. I nie ma sensu dzielenie „Solidarności” na lepszą i gorszą. Tę „przed” i tę „po”.
Dziś „Solidarność” jest wyrzutem sumienia wielu polityków, w tym Tuska i Wałęsy. Oni zajmują się sobą, a na przykład stoczni praktycznie nie ma.
Nasz związek zapłacił za wybory dokonane przez Wałęsę. Struktury związkowe wyniosły go tak wysoko, a dziś były przewodniczący śmie wytykać co tylko się da związkowi, najczęściej stawiając jakieś wyimaginowane zarzuty.
- Skąd wziął się ten sukces „Solidarności” i skąd bierze się tak ciężka atmosfera, jaką możemy obserwować choćby w związku z obchodami trzydziestej rocznicy?
Roman Gałęzewski: W roku 1980 stało się to, co wcześniej nie było możliwe. W roku 1968 robotnicy nie poparli protestujących studentów, w roku 1970 studenci nie wsparli strajkujących robotników. A w Sierpniu protest się powiódł, jak się okazało potem było to chwilowe zwycięstwo, dzięki połączeniu sił robotników i inteligencji. Niestety, społeczne postulaty sierpniowego zrywu nie zostały zrealizowane do dziś, a wielu przedstawicieli inteligencji po prostu oszukało robotników przejmując władzę bez dbałości o ich interesy.
Wiele złego dzieje się za sprawą mediów. Nie chodzi o szeregowych dziennikarzy, ale o właścicieli gazet i telewizji. Ich biznesowe kalkulacje i polityczne układy. Przykładem tego jest „Gazeta Wyborcza”, której Wałęsa odebrał znaczek „Solidarność” a powinien odebrać gazetę temu środowisku związanemu z Unią Demokratyczną, a później Unią Wolności. To środowisko odcięło się i odwróciło od „Solidarności”. A media potulnie realizują antyzwiązkową propagandę.
- Jakieś porozumienie na wzór tego z Sierpnia jest jeszcze możliwe?
Roman Gałęzewski: Gdyby politycy się w porę opamiętali, dziś mielibyśmy dialog. A tak grozi nam sytuacja, w której za jakiś czas dojdzie do społecznego wybuchu. Lekceważenie dialogu powoduje, że zwycięża ekstrema po obu stronach sporu. Że zwycięstwo może należeć do tych spośród nas, którzy przejmą władzę na drodze rewolucji i sytuacja zatoczy koło – znów będą korzystać z przywilejów władzy, jak ich poprzednicy za nic mając postulaty socjalne, społeczne.
- To, co pan mówi może źle wróżyć „Solidarności”...
Roman Gałęzewski: Nie. Ja nie boję się o „Solidarność”. Nie wymyślono lepszej formy reprezentacji interesów pracowniczych niż związek zawodowy. Mamy więc co robić i dziś i w przyszłości. I na nas spoczywa odpowiedzialność za szukanie możliwości dialogu z władzą, choć nie zapominamy, że jednym z narzędzi nacisku na nią jest aktywny protest.
Rozmawiał Dariusz Olejniczak
Materiał opublikowany w "Magazyn Wybrzeże"
- 01/09/2010 10:35 - Estakada Kwiatkowskiego wreszcie gotowa
- 31/08/2010 19:30 - Konkurs PUP w Gdańsku
- 31/08/2010 08:50 - Jesienna edycja Targów Mieszkaniowych tabelaofert.pl w Gdyni
- 31/08/2010 08:17 - „Solidarność” zwyciężyła, ale musi walczyć nadal
- 31/08/2010 08:01 - Gorąca atmosfera na XXIV Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność”
- 30/08/2010 18:27 - XXX lat Solidarności - opinie
- 29/08/2010 20:38 - Koniec sopockiego Sfinksa
- 28/08/2010 21:14 - Program XXIV Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność
- 27/08/2010 18:57 - Tu spodziewaj się radaru!
- 27/08/2010 18:51 - Aleja Jana Pawła II będzie jak nowa