Wtorkowa dyskusja o stanie trójmiejskiej architektury nie była burzliwa. Mimo to trwała ponad 3 godziny i nie napawa optymizmem. Gośćmi Świetlicy Krytyki Politycznej byli: historyk sztuki i wykładowca ASP, Jacek Friedrich i architekt Wojciech Targowski. Pojawili się także prodziekan Wydziału Architektury PG, Jan Buczkowski oraz dyrektor zbiorów i główny konserwator zabytków Bazyliki Mariackiej, prezes gdańskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, Tomasz Korzeniowski.
Duża część dyskusji poświęcona była burzliwym dziejom Trójmiasta, z których, jak tłumaczyli rozmówcy, wynika wiele dzisiejszych bolączek metropolii.
- Dlaczego Gdańsk nie ma centrum i są tak duże problemy z jego „tkanką miejską”? – pytał moderujący dyskusję Piotr Czyżewski, doktorant na Wydziale Architektury PG.
Historyk Sztuki, Jacek Friedrich, przypominał, że problemy biorą się z rozciągnięcia geograficznego, którego powodem jest powstanie Gdyni (przeniosła geometryczny środek aglomeracji do Sopotu - dop. red.), zniszczeń wojennych, które obróciły dawne śródmieście w gruz i odpływu dotychczasowej ludności, zastąpionej przez ludność napływową, o innej kulturze. Ważne są także rewolucyjne zmiany stosunków społecznych po 1944 roku i po 1989.
- Trudno ubolewać nad nieodbudowaniem Wyspy Spichrzów, z jej kupieckimi kantorkami małych armatorów, w jej pierwotnym kształcie – tłumaczył Wojciech Targowski. - Dla kogo miały być odbudowane? Nie było już małych armatorów. Takie były czasy.
- Zresztą wystarczy spojrzeć na plany odbudowy – dopowiadał Friedrich. – Chociaż początkowo zakładano typowo Śródmiejską funkcję odbudowanej zabytkowej części miasta, ostatecznie inwestorem dla Głównego Miasta, została Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych. To było po prostu osiedle robotnicze. Ale, gdyby ten zakład nie został inwestorem Gdańsk w ogóle nie zostałby odbudowany.
Liberalne mrzonki
- Od lat osiemdziesiątych w środowisku tzw. „gdańskich liberałów” pojawiały się narzekania, że „co to w ogóle jest ta odbudowa”, „jak my byśmy teraz wolnorynkowo odbudowali tę starówkę to dopiero by było”. To bzdury, wystarczy spojrzeć na miasta zachodu, żeby zobaczyć, że nigdy nie były odbudowane w formie historycznej, bo to byłby absurd – tłumaczył dalej Friedrich. - Nikt rozumujący w kategoriach zysku i biznesu nie budowałby wąskich, niedoświetlonych uliczek, budynków o złej infrastrukturze, jeżeli na tym miejscu mógłby zbudować duże, bardziej efektywne. I tak właśnie odbudowano na przykład Rotterdam. Siłą rzeczy odbudowa Głównego Miasta jako osiedla robotniczego, spowodowała duże zmiany w jego strukturze, np. dawne małe prywatne działki zamieniono na przestrzeń publiczną, która w założeniu miała służyć wspólnocie.
„Śródmiejskość” zaczęła się przesuwać w bliżej nieokreślone inne miejsca. Wrzeszcz przejął funkcje śródmiejskie, ale w sposób niepełny i ułomny, dlatego, że nie pełnił na przykład funkcji administracyjnych, które zostały w dawnym Śródmieściu.
Ucieczka z miasta
- Druga zmiana ustroju także nie przyniosła powrotu Śródmieścia – przypomniał Czyżewski. – Tak zwani „dorobkowicze” osiedlali się na przykład na Osowej i z kolei mieliśmy, czy może mamy, do czynienia ze zjawiskiem suburbanizacji (wyludnianie się centrum i rozwój strefy podmiejskiej - dop. red.).
- To zjawisko, z którym tak naprawdę nie można walczyć i dlatego Trójmiasto się wyludnia – mówił Targowski. – Miasto współczesne tak naprawdę się rozmywa. Tworzą się „tereny pośrednie”, gdzie nie ma władzy konserwatora i właściwie „hulaj dusza piekła nie ma”. Widać to najlepiej, gdy wjeżdżamy do Gdyni albo do Gdańska Kartuską.
- Ale kolejnym problemem jest tworzenie się takich przestrzeni wewnątrz miasta. Na przykład przejazd z Wrzeszcza do Oliwy, który jest tak naprawdę przestrzenią podmiejską – dopowiadał Friedrich.
- Ważne jest zatrzymanie rozrastania miasta. – tłumaczył Targowski - Powinno się dbać o „gęstość miasta”, przez tworzenie przestrzeni naturalnej, gdzie wszędzie mamy blisko i nie musimy nigdzie dojeżdżać. Na porządkowaniu i rozgraniczaniu przestrzeni polegał właśnie problem lewicowej myśli urbanistycznej.
- Ale jak spojrzymy na to, co się dzieje w Polsce po 1989 roku, to widać, że kapitalizm nie rozwiązał tych problemów – dodał Friedrich. - Sztandarowym przykładem jest Warszawski Wilanów, gdzie mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi i nie ma ani jednego żłobka, przedszkola i szkoły, a drogi dojazdowe kończą się tam, gdzie miasto ma coś jeszcze do powiedzenia, a dalej są tylko wiejskie drogi, które do tych deweloperskich „wypasionych” bloków prowadzą.
Polski Meksyk
- Problemem nie tylko gdańska, ale w ogóle całej Polski jest to, że u nas prawo dotyczące ładu przestrzennego, architektury i urbanistyki jest fatalne, a ma być jeszcze gorsze – tłumaczył Friedrich. – Od pewnego czasu słyszę o tym, że ma nastąpić „liberalizacja prawa budowlanego”. Więc prawo, które, jak na standardy krajów europejskich, jest kompletną partyzantką, ma być jeszcze bardziej zliberalizowane. Pozwolenia na budowę mają być kompletnie zniesione, więc z całym moim sentymentem dla krajów byłej Jugosławii, u nas będzie jak tam. Tam przed jednym domem są betonowe lwy a przed drugim łabędzie i u nas też każdy budynek będzie wyglądał inaczej. Liberalne myślenie ma swoje zalety, ale nie jeśli chodzi o ład przestrzenny. Jeśli się dziś wczytać w teksty gdańskich liberałów z lat osiemdziesiątych, to daje się wyczuć taką naiwną wiarę w liberalizm, jeśli chodzi o ład przestrzenny. A XIX-wieczna zabudowa Paryża, Wiednia, Berlina czy Londynu, którymi dziś się zachwycamy, była zaprojektowana w oparciu o zbiór rygorystycznie przestrzeganych reguł, które z liberalizmem nie miały nic wspólnego. Albo Stany Zjednoczone, ze szczegółowo zaplanowanym układem ulic Chicago czy nowojorskim Manhattanem.
- Podobnie Central Park, który z ekonomicznego punktu widzenia jest całkowitą pomyłką - ciągnął Targowski. – Musimy wreszcie zrozumieć, że wszystkie najpiękniejsze miasta powstały o bardzo radykalne przepisy. W pełni liberalnym miastem jest Mexico City z jego favelami [chaotycznie powstające dzielnice nędzy w krajach Ameryki Południowej].
Miasto – skorupa z albumów
- Odbudowa historyczna jest wyjątkowym polskim zjawiskiem - tłumaczyli dyskutanci - ale nie możemy już „dobudowywać zabytków”.
- Gdy patrzymy na te zdjęcia z „liberalnych albumów” (chodzi o cykl „Był sobie Gdańsk”, którego współautorem był obecny premier Donald Tusk - dop. red.), każdy z nas myśli sobie „jak to pięknie było w starym Gdańsku” – mówił Friedrich. - Ale nie wiem czy ktokolwiek zwrócił uwagę, że w tych albumach minimalną część stanowią zdjęcia ukazujące wnętrza. Tam są niemal wyłącznie zdjęcia ukazujące zewnętrzną „skorupę” miasta. Nie są ukazane nawet te miejsca, gdzie jest świetnie zachowana dokumentacja wnętrz. One ukazują miasto widokiem przybysza, widza. Te albumy są z jednej strony fascynujące a z drugiej przerażające, bo utrwalają myślenie o mieście jako skorupie, a to, co jest najważniejsze to to, co się dzieje po przekroczeniu tej ściany. Ile razy można się przejść po Długiej, Mariackiej czy Szerokiej? Jeśli ludzie nie mają po co wejść za tę ścianę, to po co mają w ogóle przyjeżdżać do Gdańska?
- To jest pytanie o to, jaki ma być Gdańsk? – precyzował Czyżewski.
- Ale ten album daje odpowiedź Gdańsk – skorupa – podsumował Friedrich.
Trzeba widzieć całość
- Nawet najlepsze regulacje nie stworzą miasta. Trzeba tworzyć całościowe plany, zaczynając od makiety danej części miasta Cieszymy się, że Gdańsk ma dużo planów [zagospodarowania przestrzennego], ale to dlatego, że te plany obejmują trzy ulice. –Targowski.
- Jako członek rady konserwatorskiej otrzymałem do zaopiniowania plany dla ulicy Wajdeloty (we Wrzeszczu - dop. red.). To było wstrząsające. Plan nie obejmował nawet drugiej strony ulicy. Ona była już w innym planie. W ten sposób nie da się nic sensownego zrobić.
Budujmy zwyczajnie
- Architektura w Gdańsku ma trudną drogę, bo są ciągłe oczekiwania, że ma sprostać „wielkiej historii architektonicznej”. Skutek jest taki, że mamy masę strasznej tandety architektonicznej. Takiej architektury użytkowej, jak Hotel „Wolne Miasto”, który jest przykładem do jakiego dna można dojść – tłumaczył Targowski.
- Ale jeśli cofniemy się o kilkaset, tysiąc lat, wtedy też powstawała żałosna architektura… - oponował Czyżewski.
- Tak, to jest ważna kwestia, bo tworząc nowoczesną architekturę nie możemy tworzyć z założenia arcydzieł. Często mówimy: „stworzymy ikonę architektury” – odpowiedział Targowski. – Powinna istnieć debata na temat oczekiwań wobec architektury. Jak kilka razy rozmawiałem w telewizji na temat Centrum Solidarności to mnie tylko pytali: „ile kosztuje Centrum?”, „Kiedy będzie gotowe?”, „Dlaczego ktoś nie projektuje?”. Teraz po stworzeniu projektu Muzeum II Wojny Światowej jedyna dyskusja jest na temat: „kto oszukał? Kto ile wziął?”. Tak nie można. Społeczeństwo musi stawiać architektom wymagania. Pamiętam taką dyskusję, gdy profesor Chwin (Stefan, powieściopisarz, eseista i historyk literatury - dop. red.), mówił do środowiska architektonicznego z wyrzutem, że od czasów Wielkiej Zbrojowni nie wybudowano nic wartościowego. Szczęśliwie był tam też profesor Baum (Szczepan, profesor PG, autor wielu projektów w gdańskim Starym i Głównym Mieście - dop. red., który odparł, że od czasów „Quo Vadis” nikt żadnej książki porządnej nie napisał – opowiadał Targowski.
Źle się dzieje
Pojawiło się wiele negatywnych (choć nie zawsze zgodnych) opinii o trójmiejskim budownictwie.
O elewacji [sopockiego] dawnego Domu Zdrojowego odraża i „skrajnie infantylnych” szklanych namiotach, pomalowane w ukośne pasy „przepięknych” domach osiedla robotniczego na Grabówku, domach przy ulicy Śląskiej w Gdyni „ozdobionych” podoklejanymi żaglami.
- Musimy się nauczyć tworzyć przyjazną „architekturę tła”, zamiast cały czas chcieć powalić wszystkich na kolana. Najczęściej nie powala – tłumaczył Targowski.
– Ważna jest architektura „przeciętna” – wtórował mu Friedrich. - Potrzebujemy całościowej koncepcji danych fragmentów miasta. Dewastujemy istniejące budynki i chcemy budować nowe.
Gdy architektura jest „zwykła”, my musimy dodać jej wieżyczkę albo szklaną kopułę. Na przykład budynek Urzędu Miejskiego (Nowe Ogrody), dawnej Izby Skarbowej, gdzie chciano umieścić posągi sławnych Gdańszczan. Wnętrze miało być rozkute, a powstać miała wielka szklana kopuła z unoszącą się witrażową postacią św. Wojciecha. Subtelności, szczeliny, które pokazują styl lat czterdziestych, tego się nie widzi, to się zamaluje, oklei styropianem. Już pojawiły się wściekle żółte antywłamaniowe żaluzje w pięciu czy sześciu oknach. Dlaczego akurat wściekle żółte? Chyba żeby jeszcze lepiej pokazać, że jesteśmy brutalami, chamami i barbarzyńcami.
- A Uniwersytet? – padło pytanie z widowni.
- To jest zbrodnia. To, co zrobił rektor Ceynowa z Humanistyką i Mat-Fiz-Chemem (budynki przy ul. Wita Stwosza - dop. red.), to jest po prostu zwykła zbrodnia architektoniczna. Za dziesięć lat w Trójmieście nie będziemy mieli pięćdziesięciu lat historii architektury – Targowski.
To nie koniec
Na tym nie kończy się debata na temat trójmiejskiej urbanistyki. „Świetlica” planuje wydać książkę opartą na rozmowach z architektami, a w przyszły piątek (24 września) o godzinie 17.00 w klubie Buffet (budynek Instytutu Sztuki Wyspa w Stoczni Gdańskiej) odbędzie się, organizowana przez Stowarzyszenie „Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej”, debata z udziałem gdańskich samorządowców, przedstawicieli organizacji pozarządowych i specjalistów w dziedzinie kształtowania przestrzeni miejskiej.
Jacek Wierciński
- 17/09/2010 23:12 - Finał Orange Cup. Wygraj gadżety!
- 17/09/2010 21:35 - Trawa zamiast miejsc parkingowych
- 17/09/2010 21:22 - W sobotę w Gdańsku: „Zamień odpady na kulturalne wypady”
- 17/09/2010 21:11 - Kendo Baltic Cup
- 17/09/2010 21:03 - Trójmiejskie Targi Motoryzacyjne
- 16/09/2010 16:39 - Nowy terminal z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem
- 16/09/2010 16:16 - Lewica: otwórzmy Gdańsk na morze, kandydat na prezydenta w niedzielę
- 16/09/2010 16:03 - Koniec sezonu wycieczkowców w Porcie Gdynia
- 16/09/2010 15:36 - Oktoberfest w Brovarni po raz drugi
- 16/09/2010 15:26 - Crist kupiła duży dok po Stoczni Gdyńskiej