Od września trwa konflikt na linii pracownicy-dyrektor w Operze Bałtyckiej. Ostatnio mocno się on zaognił, czego efektem była sobotnia konferencja prasowa w foyer teatru. - Odejdź stąd – krzyczała załoga. - Widzę szansę na rozwiązanie sporu – odpowiadał po raz kolejny dyrektor.
Moc konfliktu wzrosła tak naprawdę w piątek, kiedy to Warcisław Kunc, dyrektor opery, wystosował takie oto oświadczenie: „W związku z zawiadomieniem złożonym przez Komisję Zakładową NSZZ >>Solidarność<< w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, stanowiącym o podjęciu z dniem 4 lutego 2017 r. akcji strajkowej w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, z przykrością informujemy, iż w trosce o komfort Widzów naszego teatru zostaliśmy zmuszeni do odwołania spektaklu Traviata w dniu 4 lutego br.”.
Decyzja nie dziwiłaby, gdyby została podjęta w momencie otrzymania wniosku od „S”. Ta wpłynęła 27 stycznia, czyli dyrektor miał mnóstwo czasu, aby odpowiednio wcześniej zadziałać. Postanowił jednak, po pierwsze, postawić w złym świetle swoich artystów, po drugie, niejako uratować skórę, gdyż nie wiedział czy zespół nie wyjdzie na scenę i nie powie widzom, co się obecnie dzieje w instytucji.
Sytuacja wygląda podobnie do tej we Wrocławiu. Jednak tam walczy się o wolność artystycznego wyrazu. W Gdańsku walka toczy się o godne życie.
Masa nieprawidłowości
Na wstępie warto zaznaczyć, że nie jest to wyłącznie protest NSZZ „Solidarność”. To protest wszystkich pracowników Opery Bałtyckiej. Artystów, muzyków, techników. Konflikt trwa tak naprawdę od początku rządów Kunca. Pod koniec ubiegłego roku, w listopadzie, pracownicy, „S” oraz pozostałe związki zawodowe działające przy operze, złożyli wniosek do Marszałka Województwa, Mieczysława Struka, o odwołanie dyrektora. Pracownicy zwracali wtedy uwagę na to, że działania Warcisława Kunca zagrażają ich egzystencji. Zmalały pensje, wywierana była duża presja. Odbyło się referendum strajkowe, w którym większość opowiedziała się za ewentualnym podjęciem strajku w przyszłości. Ponadto Kunc otrzymał wotum nieufności.
Wtedy też sytuacją zainteresowała się PIP i przeprowadziła kontrolę. Jej efektem jest wskazanie osiemnastu nieprawidłowości. Wśród nich najważniejszymi są konieczność przekształcenia części umów o dzieło na umowy o pracę, dostosowanie w porozumieniu z zakładowymi organizacjami związkowymi postanowień regulaminu organizacyjnego oraz regulaminu wynagradzania do faktycznie występujących w zakładzie stanowisk pracy czy udzielanie urlopów pracowniczych (w szczególności urlopu bezpłatnego) wyłącznie na zasadach określonych w przepisach kodeksu pracy.
Na sobotniej konferencji prasowej trwała walka na słowa. Nikt z pracowników nie rozumiał decyzji o odwołaniu spektaklu. Tym bardziej, że akcja strajkowa nie jest równa strajkowi. – Stawiliśmy się dzisiaj w pracy, nie mamy żadnego kontaktu z dyrekcją, panuje straszny zamęt – mówiła przewodnicząca Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Operze Bałtyckiej, Anna Sawicka.
Walka o godne wynagrodzenia
Ale o co chodzi? O pieniądze. Ale nie jest to kaprys pracowników teatru, tylko najzwyczajniej w świecie za takie stawki nie da rady normalnie żyć. – Ostatnie lata były dla nas niezwykle trudne pod względem finansowym, przez co od 2014 roku NSZZ „Solidarność” prowadziła z dyrekcją Opery Bałtyckiej spór zbiorowy o podwyżki rażąco niskich płac w porównaniu z innymi grupami zawodowymi pracowników, którzy nie muszą, jak my, ukończyć siedemnastoletniego specjalistycznego cyklu kształcenia – mówiła Sawicka. Podkreślono także, że trudna sytuacja finansowa pogorszyła się jeszcze bardziej od września, kiedy to rządy objął nowy dyrektor. Wielu zatrudnionych musi sobie radzić będąc na minimalnej płacy krajowej.
- Mimo wielomiesięcznych rozmów, negocjacji i niejednokrotnego wyciągania ręki w stronę dyrekcji, nasze wnioski nie zostały spełnione w najmniejszym stopniu – podkreślała przewodnicząca. 16 listopada odbyło się spotkanie załogi Opery Bałtyckiej z dyrektorem Warcisławem Kuncem i Mieczysławem Strukiem, które miało być światełkiem w tunelu. Wtedy to Kunc zapowiedział, że postara się z datą wsteczną, od października 2016, wypłacić pracownikom kwoty o jakie zostały zmniejszone ich wynagrodzenia względem poprzednich miesięcy. Taki warunek postawili też sami pracownicy. Był on konieczny dla rozpoczęcia negocjacji.
Niestety, załoga opery nie widzi szans na rozwiązanie konfliktu z dyrektorem, który wielokrotnie mijał się z prawdą. – W Operze Bałtyckiej w dalszym ciągu nie respektuje się obowiązujących regulaminów oraz łamane są prawa pracowników – podkreślała Anna Sawicka. - Wiele osób zmuszanych jest do podjęcia pracy bez umowy, niektórzy muszą podpisywać oświadczenia, że pracują na własną odpowiedzialność – stwierdził Tomasz Potkowski, artysta chóru. - Doszło już do dwóch wypadków, po których osoby te zostały zwolnione bez prawa do leczenia – dodał. Sprawa dotyczy spektaklu „Pinokio”, gdzie wykorzystywane są elementy akrobatyczne. Mówiono także, że jest duża rotacja na niektórych stanowiskach. Trzy miesiące i zwolnienie. I tak w kółko. Jest to niezgodne z prawem pracy, które zabrania w przypadku redukcji etatu, zatrudniania innej osoby na to samo stanowisko.
– Nie godzimy się na 2 tys. brutto – denerwowali się artyści. Pieniądze są właśnie głównym punktem sporu. Przeciętne wynagrodzenie w Operze Bałtyckiej wynosi dzisiaj 2 tys. złotych brutto. Pensja artystów składa się z podstawy i tzw. nadgrań. Przy normie „0” każdy spektakl jest dodatkowo płatny. Taka norma obowiązywała za dyrekcji Marka Weissa. Każde nadgranie warte było minimum 200zł brutto. Dyrektor Kunc chce normę podwyższyć do ośmiu, a za nadgranie płacić 140zł brutto. W takim wypadku dodatkowo płatne byłyby dopiero dziewiąty i następne spektakle. Problem polega jednak na tym, że Warcisław Kunc zapowiedział nie więcej niż osiem spektakli miesięcznie. W tej sytuacji artystom musiałaby wystarczyć (w razie podpisania porozumienia) jedynie podstawa, 3 tys. złotych brutto. Pensje innych pracowników są jeszcze niższe.
- Moja pensja, jako szeregowego artysty zespołu chóru wynosi aktualnie dwa tysiące brutto. Biorąc pod uwagę wyższe koszty uzyskania przychodu, a tym samym niższy podatek dochodowy, moja sytuacja nie dość, że jest teraz zła, to za lat trzydzieści moja emerytura nie osiągnie minimum socjalnego. Do tego dochodzi fakt, iż realnie moje zarobki w Operze Bałtyckiej, spadły średnio o 30% od czasu poprzedniej dyrekcji Marka Weissa – opowiada Krzysztof Mendyk, chórzysta Opery Bałtyckiej. - Po wielu latach z zarobkami graniczącymi z minimalną krajową coś w nas pękło. Większość z nas do zawodu przygotowywała się, co najmniej, połowę swojego życia. Szkoły muzyczne rozpoczynaliśmy w wieku kilku lat z nadzieją, że poświęcenie w dzieciństwie, przyniesie kiedyś w miarę godne życie – podkreśla Mendyk. Oczekuje godnej pensji.
Dyrektor chce porozumienia
Co na to wszystko sprawca całego zamieszania, dyrektor Warcisław Kunc? - Chcę poprawy sytuacji finansowej pracowników, która dzisiaj jest nie do przyjęcia – mówił podczas konferencji. Podkreślał, że dyrekcja pracowała nad porozumieniem, które miało zmienić system wynagrodzeń i wedle którego miały one wzrosnąć o tyle, na ile pozwalają przyznawane teatrowi dotacje. Dyrektor zaznacza jednocześnie, że wciąż widzi szansę współpracy z zespołem opery. W odpowiedzi od załogi usłyszał „odejdź stąd!”.
Ta reakcja wzięła się z nieścisłości, którą stosuje Kunc. Ukrytym warunkiem podpisania rozwiązania sporu było zwolnienie jakiejś (nie ma konkretów) liczby pracowników. Odkryto to przypadkiem w jednym z pism porozumiewawczych autorstwa dyrekcji. Jest to jedna z najważniejszych spraw, które nie ujrzały jeszcze światła dziennego. Ostatecznie jednak dyrekcja postanowiła, że w rocznym porozumieniu zachowa obecną liczbę etatów. Ale co po tym okresie? Nie wiadomo.
Przy okazji Kunc nie zgadza się też z decyzją PIP. – Nie złamałem prawa – podkreślał w czasie konferencji prasowej. Dyrektor placówki zwracał uwagę na porozumienie, które miało podwyższyć pensje pracowników do 3tys. zł. brutto. – To pieniądze, które odebrano nam we wrześniu. Dziś chcą je oddać i nazywają to podwyżką – mówił Krzysztof Rzeszutek, artysta chóralny i członek „S” w gdańskiej Operze. - Jakby to państwo nazwali, podwyżką czy zwrotem? - pytał dziennikarzy obserwujących wydarzenia w foyer.
Urząd Marszałkowski głównym winowajcą?
Nie da się ukryć, że główną odpowiedzialność za całą sytuację ponosi Urząd Marszałkowski, który wybiera dyrektora. Opinia o Warcisławie Kuncu jest – żeby to delikatnie ująć – nie najlepsza. Wystarczy minuta w internecie, aby odszukać do jakiego stanu doprowadził instytucje w Szczecinie i Łodzi. Zatem jakim cudem taki człowiek został desygnowany do roli głównodowodzącego gdańską operą? Czy tylko dlatego, że popiera tę samą opcję polityczną co Marszałek? Czy ktoś go w ogóle prześwietlił? Czy w dobie obecnego konfliktu jest rozpatrywana opcja odwołania Kunca ze stanowiska? Zapytaliśmy o to Urząd. Jak tylko otrzymamy odpowiedź, opublikujemy ją w osobnym tekście.
Na konferencji obecna była jednak z-ca Dyrektora Departamentu ds. Kultury w Urzędzie Marszałkowskim, Beata Jaworowska. - To bez wątpienia bardzo przykra sytuacja. Związki i dyrekcja wciąż są na etapie rozmów. Urząd identyfikuje się z tym wielkim problemem – mówiła. Zaznaczyła, że dyrektor Kunc zaproponował porozumienie, które miało podnieść komfort pracy operowej załogi. - W przypadku przerwy w wystawianiu spektakli pracownicy mieliby otrzymywać godne wynagrodzenie – wyjaśniała.
Problem polega jednak na tym, że porozumienie miało zostać zawarte na dwanaście miesięcy z warunkiem, że „Solidarność” całkowicie zaprzestanie jakichkolwiek protestów. Jest ono nie do przyjęcia przez pracowników, którzy boją się, co stanie się po upływie tego czasu. Dodatkowo przewidują, że w tym czasie ponownie obcięto by pensje i nie byliby w stanie nic z tym zrobić.
– Porozumienie miało zostać zawarte na czas określony przez wzgląd na zmiany w finansowaniu instytucji. 15 milionów 400 tysięcy to dotacja Urzędu Marszałkowskiego, 600tys. z Urzędu Miasta. Na tę chwilę dotowania odmówiło Ministerstwo Kultury – opowiadała Beata Jaworowska. – Uczestniczymy w trudnych rozmowach, które mogą jednak doprowadzić do pożądanych efektów – podkreślała.
Pracowników zastanawia wspomniany budżet, który na tę chwilę wynosi około 19 milionów złotych. – Zawsze jest mowa o piętnastu milionach, my gramy mniej i za mniejsze pieniądze, a dyrekcja wciąż mówi, że instytucja jest na skraju upadłości – podkreślał Krzysztof Mendyk. Kunca porównywano do chińskich inwestorów mających budować autostrady – obiecywał nierealne rzeczy. I teraz są tego efekty.
Najważniejszy jest szacunek
Dodatkowo trudno mówić o jakimkolwiek szacunku nie tylko pracowników, ale także do ich pracy. Najlepszym przykładem niech będzie repertuar. Którego najzwyczajniej nie ma. Nikt nie wie kiedy będzie grał. Nie ma dokładnych dat. Kunc po prostu wywiesza informację, że danego miesiąca dany spektakl będzie grany określoną liczbę razy. To zamyka drogę dodatkowego zarobkowania dla pracowników. Nie mogą zagrać innych koncertów, bo nie są w stanie uzyskać informacji o grafiku. Wielokrotnie są też wywieszane ogłoszenia w godzinach, kiedy nie ma już żadnego członka opery w pracy. Często wiążą się one z następnym dniem. Jakim cudem zespół ma się o tym dowiedzieć? Absurd.
W tym wszystkim najbardziej drażni postawa samego Warcisława Kunca, który od miesięcy powtarza te same słowa z uśmiechem na twarzy, a ze swoich pracowników w oczach opinii publicznej najzwyczajniej robi idiotów, kręcących aferę o nic. Trudno zatem się dziwić, że zespół instytucji nie chce współpracować z takim człowiekiem. Czeka on również na kolejną szansę spotkania z marszałkiem Strukiem.
* * *
Na koniec warto zauważyć pewną dysproporcję. Pytając o zarobki dyrektora Kunca usłyszeliśmy, że jego miesięczna gaża, składająca się z podstawy, dodatków oraz dyrygentury, spokojnie może osiągać 10 tys. zł brutto. I to licząc po najniższych stawkach. Trudno się zatem dziwić, że „czarny diabeł”, jak go się określało w kuluarach, ma wszystko i wszystkich w nosie. Dostaje swoje, a zwolnić go może jedynie Mieczysław Struk, który wydaje się zamiatać na razie całą tę sprawę pod dywan.
Patryk Gochniewski
fot. operabaltycka.pl
- 08/02/2017 19:52 - Piotr Gierszewski: Nie możemy doprowadzić do sytuacji, że w Gdańsku nie będzie miał kto gwoździ wbijać
- 08/02/2017 15:51 - Konkurs “Rzeka Wisła – bogactwo Polski”
- 07/02/2017 20:22 - Strefa płatnego parkowania: przy hospicjum nie patrzy się na zegarek
- 07/02/2017 13:40 - K. Płażyński: strefy parkingowe nieprzepisowe - mandaty nadużyciem władzy
- 06/02/2017 17:18 - Urząd Marszałkowski odpowiada: Nie ma przesłanek do odwołania dyrektora Kunca
- 05/02/2017 13:48 - Powołano "Koalicję dla Gdańska"
- 04/02/2017 16:22 - Wybrano władze KOD Region Pomorski
- 03/02/2017 17:26 - Spotkanie Noworoczne Sopocian
- 03/02/2017 13:19 - ICE MILE
- 02/02/2017 18:49 - Redakcja Urząd Miasta