Wewnętrzne manewry w Lechii. Benzyną do ognia...

Przed porażką Lechii z Radomiakiem (1:3) na kilka dni do Gdańska zawitał Adam Mandziara, który wcześniej rezygnując z prezesa zarządu i Rady Nadzorczej i zapowiadał, że nie będzie ingerował w działalność zarządu, który jest samodzielny i ma pełne narzędzia do kierowania klubem. W ubiegłym tygodniu było w Lechii gorąco, a te "manewry" wywołane przez pełnomocnika właściciela większościowego sportowej spółki akcyjnej zakończyła sobotnia porażka Lechii na własnym stadionie z ligowym przeciętniakiem - Radomiakiem Radom.

Ale po kolei. Po przyjeździe z Majorki Adam Mandziara zarządził spotkanie z Radą Drużyny (Kuciak, Nalepa, Gajos, Maloca, Pietrzak). Na spotkaniu był obecny prezes Paweł Żelem i Łukasz Smolarow (dyrektor sportowy). Zabrakło trenera Marcina Kaczmarka, którego poproszono później razem ze swoimi asystentami. Stanowczym tonem trener został zasypany zarzutami. Nie było żadnych sugestii ze strony zawodników, którzy wcześniej wyrazili się pozytywnie o trenerze i jego warsztacie pracy. Po raz pierwszy od czasów Piotra Stokowca, pan Adam Mandziara nie zdołał narzucić swojej narracji, gdyż młody "Bobo" postawił się szefowi wszystkich szefów (bo ze wszystkich oficjalnych stanowisk się zrzekł), który wykazał większą inicjatywę jak za czasów kiedy był prezesem zarządu i przewodniczącym RN. "Gramy za mało ofensywnie? - twardo bronił się trener. - A gdzie są zapowiadane wcześniej wzmocnienia, które nam obiecano. Pozbyliśmy się kilku graczy a tak naprawdę jest tylko jeden nowy zawodnik, który może być brany pod uwagę przy ustalaniu meczowego składu (Kevin Friesenbichler).

Adam Mandziara został zaskoczony tak twardą obroną, a właściwie atakiem, trenera Marcina Kaczmarka.
Całe "manewry" okazały się dolaniem benzyny do ognia. Niczego nie rozstrzygnęły.
Rozstano się pozostając przy swoich racjach. Wszystko miał wyjaśnić sobotni mecz.
Nie wyjaśnił. Zamiast spodziewanego zwycięstwa i uspokojenia atmosfery była porażka w kiepskim stylu.

Na poniedziałkowy trening nie przyszedł Łukasz Smolarow, który starał się zawsze uczestniczyć w zajęciach drużyny. Powiało grozą. W szatni ironizowano, że zaraz wejdzie dyrektor sportowy i w obecności drużyny zmieni swoją funkcję na trenera. Smolarow nigdy nie był uwielbiany przez piłkarzy, nawet wtedy kiedy pracował u boku Stokowca. Nic takiego się nie stało, więc panuje opinia, że nie chce przejmować sterów przed "meczem śmierci" w Poznaniu z Lechem.
Dusan Kuciak, drugi - obok Paixao - senior drużyny, po porażce z Radomiakiem mówi: "Potrzebny nam spokój, dziennikarze za dużo chcecie wiedzieć. To są sprawy szatni".

Kapitan i były gracz Lecha - Maciej Gajos z kolei zapowiada: "Oczekujcie w Poznaniu niespodzianki". To tak jakby chciał zapowiedzieć, że zagrają o głowę trenera. Nie chcemy Smolarowa.

Zagajony przeze mnie jeden z asystentów trenera Kaczmarka "co tam się u Was w tej szatni dzieje", odpowiada, że atmosfera się polepszy jak w czerwcu zakończy karierę Flavio.
Tyle, że w czerwcu może być już za późno.
Co do Flavia, to coś jest na rzeczy. Jest to najlepiej opłacany gracz Lechii. Zarabia grubo ponad 150 tys. zł miesięcznie. Najpierw w ub. roku poróżnił się z trenerem Tomaszem Kaczmrakiem, krytykując przygotowanie fizyczne zespołu. Później nie grał z powodu bolącego kręgosłupa (to najlepsza symulka przed lekarskimi komisjami ZUS-u), później po odejściu trenera doznał cudownego uzdrowienia, następnie nie został wybrany do Rady Drużyny przez zespół. Mimo, że był jej kapitanem przez kilka lat.

W piątek o 20.00 mecz z Lechem w Poznaniu. Po tym meczu okaże się, kto w poniedziałek wejdzie do szatni. Trener Kaczmarek czy Smolarow?

Niech rozstrzygną o tym piłkarze Lechii na stadionie przy ul. Bułgarskiej.

POPI