Niepubliczne placówki są trochę jak jemioła

Drukuj

altRozmowa z Hanną Zych-Cisoń, zajmującą się ochroną zdrowia Wicemarszałek Województwa Pomorskiego, w ubiegłej kadencji wiceprzewodniczącą Komisji Ochrony Środowiska, członkiem Komisji Nauki, Edukacji, Kultury i Sportu oraz Komisji Zdrowia, Polityki Społecznej i Rodziny Sejmiku, radną z ramienia Platformy Obywatelskiej, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków

- Tydzień temu poparła pani „Milczący Protest” związków zawodowych, dlaczego?
Hanna Zych-Cisoń: Nie jestem osobą, która w ten sposób rozwiązuje problemy. Jestem zwolenniczką rozmowy, ale ten protest nie jest kierowany do urzędu marszałkowskiego, ale do Narodowego Funduszu Zdrowia. Rozumiem protestujących, kwestia kontraktów to nie tylko bezpieczeństwo pacjentów, ale też stabilności zawodowej. Trzy pielęgniarki w Pomorskim Centrum Traumatologii zdobywają właśnie specjalizację kardiologiczną, a Centrum nie dostało kontraktu.

- Pełniąca obowiązki dyrektora Pomorskiego NFZ, Barbara Kawińska na środowej komisji zdrowia tłumaczyła, że NFZ, decydując o kontraktach kieruje się określonymi regulacjami i nie mógł podjąć innej decyzji. Czy to zamyka sprawę? Czy jest jakaś szansa na pieniądze dla oddziałów kardiologicznych, które nie dostały kontraktów?
H. Zych-Cisoń: Szpital PCK w Orłowie otrzymał kontrakt, tyle, że niższy. Władze szpitala mogą jednak „aneksować” umowę, jeżeli udowodnią, że pieniądze im się należą. Problemem jest  Pomorskie Centrum Traumatologii, które jest szpitalem o zasięgu ogólnowojewódzkim. Trudno wyobrazić sobie tak duży szpital bez kardiologii. Szpital dostał kontrakt na procedury internistyczne, w których spisie nie ma jednak na przykład zakładania rozrusznika. To kardiologia inwazyjna, na którą szpital nie dostał pieniędzy, ale może to robić w ramach procedury ratującej życie. Szpital może więc działać opierając się na procedurach internistycznych i tych ratujących życie.

- Sytuacja nieprzyznania kontraktu PCT wynika między innymi z braku wydzielenia w kontraktach kardiologii nieinwazyjnej, czy jest szansa, że to się zmieni?
H. Zych-Cisoń: Prezes Paszkiewicz powiedział mi w Warszawie, że nie będzie rozbicia na kardiologię inwazyjną i nieinwazyjną. Jest jedna kardiologia, nie  ma leczenia prawej i lewej komory - tłumaczył.

- Ale problemem jest to, że placówki niepubliczne dostają kontrakty na o wiele bardziej opłacalną kardiologię inwazyjną, a szpitale publiczne zostają z przymusem zapewnienia opieki długoterminowej, nieinwazyjnej...
H. Zych-Cisoń: Procedura wysokoinwazyjna jest kawałkiem wyjętym z tortu, ale nie mogłaby istnieć sama w sobie. Pacjent musi przejść badania, które się robi na kardiologii nieinwazyjnej, a po zabiegu musi gdzieś trafić. Wielu trafia prosto do domu, ale część musi trafić na oddział szpitalny, na przykład z powodu powikłań.

- Pomorskie Centra Kardiologiczne dostają najsmaczniejszy kawałek tortu...
H. Zych-Cisoń: To trochę tak jak jemioła.  Niepubliczny zakład w Wejherowie usadawia się przy szpitalu, bo wtedy pacjenci przed i po zabiegach trafiają do szpitala [publicznego] właśnie, a u nich robi się to, co jest bardzo dobrze płatne. Niepubliczne placówki tak, jak jemioła czerpią soki z publicznych szpitali, a szpitale publiczne muszą się pacjentami opiekować, mimo że na tym nie zarabiają.

To nie może mi się podobać. Ja tu widzę wyzysk i nierówne szanse. Mówi się o równości szans, a w konkursie [na kontrakty] wygrywa lepszy. NFZ opiera się na ofertach, ale one nie zawierają niuansów. Na przykład ordynator szpitala wojewódzkiego wpisuje „tak” w rubryce „aparat Echo serca”, ale nie może wpisać, że to najlepszy aparat na Pomorzu, nie może wpisać, że w maju 3 pielęgniarki kończą specjalizację kardiologiczną, musi napisać, że ma mniej takich pielęgniarek. Szpitale publiczne są na gorszej pozycji, bo koszty ich prowadzenia są znacznie wyższe, więc zakłady niepubliczne mogą sobie pozwolić na niższe ceny w kontraktach.

Dyrektorzy nie mogą za bardzo „schodzić” z ceną, bo narazili by się na zarzuty o niegospodarności. Lecznice niepubliczne jeśli dostaną za małe kontrakty albo nawet nie dostaną ich w ogóle, zawsze mogą robić świadczenia odpłatne. Szpitale publiczne nie mogą tego zrobić, bo wszyscy byliby oburzeni, że szpital publiczny realizuje zabiegi odpłatne.

Na Zachodzie przecież także istnieją szpitale publiczne, do których trzeba podchodzić troszeczkę inaczej, na przykład stosując specjalne przeliczniki. Boję się jednak tego, co będzie na przyszłość, w przyszłym roku.

- NFZ mówi: Mamy przepisy, koniec, kropka. Pan Paszkiewicz mówi: Jest tylko jedna kardiologia. Czy jest szansa na to, że te przepisy się zmienią?
H. Zych-Cisoń: Tydzień temu na Konwencie Marszałków, powstał szesnastoosobowy zespół ekspercki, złożony przede wszystkim z dyrektorów departamentów zdrowia wszystkich województw i drugi zespół, który działać ma w obrębie podkomisji sejmowej, złożony ze mnie i wicemarszałków z Lublina, Opola i Mazowsza.  Z poziomu województw, będziemy sygnalizować problemy dotyczące opieki zdrowotnej. Pojawiła się między innymi kwestia bezwarunkowej rejestracji niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej.
Zresztą była to sprawa, którą się zainteresowałam, gdy tylko objęłam stanowisko wicemarszałka. Jeżeli podmiot spełnia wymogi konieczne dla placówki zdrowotnej, nie ma podstaw, żeby rejestracji nie otrzymał.
Konieczna jest bardziej wnikliwa kontrola na poziomie wojewody. Powinno się kontrolować czy te placówki rzeczywiści dysponują tym, co deklarują, bo zdarzają się sytuacje, że placówki dostają kontrakt i dopiero wtedy szukają sprzętu.

- Obecnie decyzja zapada na podstawie opinii wojewódzkiego konsultanta na przykład z dziedziny kardiologii. Nie jest tajemnicą, że wojewódzcy konsultanci nie zawsze są w pełni niezależnymi ekspertami [prof. dr hab. Grzegorz Raczak, szef II Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, pozytywnie zaopiniował rejestrację Pomorskich Centrów Kardiologicznych, w których radzie nadzorczej zasiadał], kto miałby więc kontrolować akredytowane placówki?
H. Zych-Cisoń: Prezes Paszkiewicz deklarował chęć rozdzielenia niepublicznych zakładów na kategorie A i B. Placówki, zarówno publiczne jak i niepubliczne, miałyby być decyzją wojewody klasyfikowane do kategorii A, na przykład Zakłady Opiekuńczo-Lecznicze, które są bardzo potrzebne na danym terenie i kategorii B, które oznaczałyby placówki, według naszego rozeznania, świadczące usługi już obecne na danym terenie. Wtedy Narodowy Fundusz Zdrowia mógłby podejmując decyzje o kontraktach kierować się także tą klasyfikacją. Problem dotyczy bowiem także placówek publicznych, których dyrektorzy często chcą  mieć „pełną bazę usług”, a przecież na całym świecie istnieją wysokospecjalistyczne centra na przykład onkologii czy traumatologii. Taniej jest jeśli ludzie dojeżdżają do tych centrów, bo przecież wysokospecjalistyczny sprzęt i wysokospecjalistyczne badania są niezwykle drogie i nie mogą istnieć we wszystkich szpitalach. Skomplikowana aparatura diagnostyczna powinna być wykorzystywana 24 godziny na dobę.

- Na czym polega błąd związany z kontraktem dla wejherowskich Pomorskich Centrów Kardiologicznych?
H. Zych-Cisoń: W przypadku Wejherowa uważam, że odpowiednim rozwiązaniem byłby po prostu mniejszy kontrakt. Moim zdaniem nieuzasadnione jest by nowy podmiot, który dopiero pojawia się na rynku medycznym, otrzymywał tak wysoki kontrakt. Potrzebne jest porozumienie czy platforma do dyskusji, niezależnie od tego czy NFZ będzie jego częścią, obserwatorem czy ekspertem.

- Mamy tam do czynienia z sytuacją, gdzie publiczna placówka odnajmuje przestrzeń prywatnej firmie, z którą rywalizuje o kontrakty...
H. Zych-Cisoń: Nie do końca, tam mamy do czynienia z pełną „symbiozą”, a dyrektor szpitala jest bardzo zadowolony, bo Pomorskie Centra Kardiologiczne oferują usługi inwazyjne, a szpital nieinwazyjne, więc wspólnie oferują pełny zakres świadczeń a pacjent jest zabezpieczony całkowicie. Chociaż przyznam, że mnie interesuje to, czy rzeczywiście tak właśnie jest i czy szpital nie będzie ponosił kosztów funkcjonowania PCK, bo w sytuacji, drogich do leczenia i nisko wycenionych [przez NFZ], powikłań, pacjenci trafiać będą do szpitala.

- A szpital nie mógłby realizować usług, które wykonują PCK?
H. Zych-Cisoń: Nie, chociaż przyznam, że też od razu rzuciło mi się w oczy to, o czym mówią niektórzy radni, bo rzeczywiście „pewni panowie” zauważyli na czym można zrobić interes. Mamy najlepszą kardiologię w Polsce, ale kardiologię inwazyjną, a przecież nie chodzi o to, żeby prowadzić profilaktykę zawałów serca przez wszczepianie rozruszników, ale niepalenie papierosów, zdrowy tryb życia i odpowiednie leki, oddziały leczące niewydolność serca. Potrzebna jest zachowawcza profilaktyka kardiologiczna, nie tylko ratowanie zawałowców.

Rozmawiał Jacek Wierciński

Fot. Maciej Kostun

Related news items:
Newer news items:
Older news items: