Kadry powyborcze: Klęska Furgo, nokaut Baucia, upadek Liska, aut Kiliana, Dorniak bez powtórki, Banach bez Sopotu

Kadry powyborcze. Ani Ewa Lieder, ani Grzegorz Furgo, którzy cztery lata temu jako politycy Nowoczesnej Ryszarda Petru zadebiutowali w sejmie, nie zdołali nawet w 2019 zbliżyć się do utrzymania mandatu. G. Furgo w trakcie kadencji przeszedł do Platformy Obywatelskiej, co w sensie ideowym nie było wyzwaniem, ale kosztowało utratę miejsca w gościnnej telewizyjnej "Wywiadówce", zebrał w okręgu gdyńsko słupskim raptem 1807 głosów, w tym w Gdyni 876. E. Lieder poszło równie marnie. I choć Nowoczesnej nie opuściła, na "Wywiadówki" chodziła z zapałem, to... opuścili ją wyborcy. Na b. działaczkę lewicowych ruchów miejskich, która na scenę samorządowa weszła skutecznie w 2014 roku, zagłosowało tym razem 6 razy mniej obywateli niż w 2015. Z 3956 głosów w okręgu pomorskim nr 25 aż 3149 zebrała jednak nad Motławą.

Nie udał się też powrót do sejmu kilku innym byłym jego lokatorom. Wędrujący po różnych organizmach politycznych Piotr Bauć, b. lokalny lider Ruchu Palikota, niedawny twórca socjaldemokratycznego stowarzyszenia "Lepszy Gdańsk", tym razem wystąpił w drużynie Koalicji Obywatelskiej. Nowe przebranie nie przyniosło odmiany losy. Na usługi polityczne P. Baucia, mimo liftingu wizerunku, zdecydowało się 443 Pomorzan, w tym raptem 267 gdańszczan. To lepiej niż do rady dzielnicy Aniołki, gorzej niż do sejmiku, gdy P. Bauć stroił się na socjaldemokratę z SLD.

Los P. Baucia podzielili też Krzysztof Lisek i Jan Kulas. Ten drugi, zawiadujący tymczasowo Platformą Obywatelską w Tczewie, na finiszu kampanii rezolutnie odciął się od swojego szefa, bohatera taśm tczewskich, Sławomira Neumanna, ale apel o zaufanie nie pomógł. Lud wybrał polityka, który "Tczewem rzyga" a J. Kulas z dorobkiem 1602 wskazań, w tym 112 w Gdańsku, pozycji swojej w partii nie poprawił, choć wykształcenie z zakresu dialektyki politycznej ma unikalne. Z kolei K. Lisek to była gwiazda młodzieżówek liberalnych, ale ostatnio w brukselskim cieniu. Próba powrotu na wewnętrzny rynek polityczny zakończyła się plajtą - K. Liska jako dyplomatę krajowego wyróżniło swoim głosem 1180 obywateli, w tym tylko 539 gdańszczan.

Nie były to także udane wybory dla znanych gdańskich radnych. Co prawda Karola Rabendę wskazało 1647 osób, ale tylko 363 w Gdańsku. Z kolei Joannę Cabaj wybrało 1388 Pomorzan, ale w tym 780 gdańszczan. Czyli więcej niż w ogóle zebrał jeden z najbardziej sumiennych radnych Kazimierz Koralewski, który łącznie na Pomorzu zebrał 739 głosów, a w Gdańsku 404. Gdańszczanie nie dostrzegli też posła Jana Kiliana, który nie przekonał wyborców do kolejnej kadencji. Z puli łącznej 7110 głosów, w Gdańsku otrzymał tylko 179 i podobnie jak Arwid Żebrowski, który się dwoił i troił, nie dał rady Tadeuszowi Cymańskiemu.

Wybory przegrali też czołowi kandydaci Koalicji Polskiej (PSL i Kukiz 15) Andrzej Kobylarz i Krzysztof Trawicki. Intensywna kampania A. Kobylarza dała mu nagrodę pocieszenia, bo zaufanie 7463 wyborców ma jednak swoją wagę, podobnie jak 5310 K. Trawickiego. Zamykający listę Tomasz Dorniak nie powtórzył wyniku z kampanii senackiej i mimo starań uzyskał tylko 1438 głosów. Relatywnie słabo Trawickiego i Dorniaka wybierano w Gdańsku.

Mandatu nie udało się też odzyskać Jolancie Banach, choć w Gdańsku chciało jej powierzyć sejmowe obowiązki 13 250 obywateli, o 611 więcej niż Beacie Maciejewskiej. Zabrakło na ziemi pomorskiej 834 głosów, aż 531 spośród nich zaksięgowano w Sopocie na konto konkurentki z Wiosny.

GG