Będę miał poczucie, że wracam do domu…

Drukuj

altRozmowa z Jurgenem Gromkiem, gdańszczaninem, zamieszkałym w Meerbusch w Niemczech, kolekcjonerem, członkiem Bractwa Świętych Trzech Króli Gdańskiego Dworu Artusa w Lubece, który w czasie III Światowego Zjazdu Gdańszczan ofiarował do zbiorów Muzeum Historycznego Miasta Gdańska kolekcję dzieł złotniczych

- Urodził się pan i dzieciństwo spędził w Gdańsku.
Jurgen Gromek: Przyszedłem na świat w szpitalu kobiecym na dzisiejszej ulicy Klinicznej we Wrzeszczu w 1939 roku. Mieszkaliśmy na Siedlcach przy ul. Nad Jarem. Mój dziadek wybudował tam dom. Tata pracował w Stoczni jako ślusarz.

- W jakich okolicznościach pana rodzina opuściła Gdańsk?
Jurgen Gromek: Moja mama umarła na tyfus w 1945 roku, cztery dni przed swoimi 26 urodzinami. Pochowana została na cmentarzu Emaus na Siedlcach. Ojciec był wtedy na wojnie. Zostaliśmy – ja najstarszy i dwóch młodszych braci – z dalszą rodziną. Pamiętam, że z babcią poszedłem do rybaków po ryby, gdy wróciliśmy – zastaliśmy rozbite kolbami karabinów drzwi i zdemolowane, splądrowane wnętrze. Nie wiadomo kto to zrobił. Wyjechaliśmy – każdy oddzielnie - do Niemiec ostatnim transportem w 1946 roku. Mnie zabrała babcia, bracia wyjechali z ciotkami. Najpierw odnaleźliśmy dziadka, który dowiedział się, że ojciec żyje w Kilonii. Tam też we trójkę się przemieściliśmy. 


alt


- Pierwsze lata powojenne z pewnością nie były łatwe. 
Jurgen Gromek: Jak dla wielu innych, bardzo ciężkie. Mieliśmy fatalne warunki mieszkaniowe, w jednym pomieszczeniu żyło wiele osób. Brakowało  żywności, opału, dosłownie wszystkiego. Ojciec ożenił się powtórnie, miał z drugą żoną dzieci, nie najlepiej wspominam współżycie z macochą. Ojciec nigdy nie był po wojnie w Gdańsku. Pamiętał miasto nie zniszczone. Umarł osiem lat temu.

- Kiedy po raz pierwszy po wojnie przyjechał pan do Gdańska?

Jurgen Gromek: Wiele lat po wojnie Gdańsk był dla nas nie osiągalny. Przyjechałem do Polski dopiero w 1965 roku z grupą młodzieży na tak zwaną wymianę. Zatrzymaliśmy się także w Gdańsku. Odnalazłem dom, w którym mieszkaliśmy. Pozwolono mi i wszedłem do wnętrza. I otworzyły się zakamarki mojej pamięci. Wiedziałem gdzie co stało, jakie były firanki, usłyszałem odgłos otwieranych okien, poczułem zapach ciasta…  


alt


Część zbiorów przekazanych przez Jurgena Gromka


- Był pan na grobie mamy?
Jurgen Gromek: Nie ma już tego grobu. Ale – ciotka zrobiła dokładny szkic – zaznaczając w którym miejscu mogiła się znajdowała. Gdy jestem w Gdańsku – stawiam tam światło.

- Gdańsk mocno obecny jest w pana duszy do dziś.
Jurgen Gromek: Mam w pamięci mgliste obrazy tego pięknego miasta. Mieszkając w Niemczech już jako uczeń zacząłem zbierać rzeczy związane z Gdańskiem. A wszystko zaczęło się od małej srebrnej solniczki, którą otrzymałem od mojej ciotecznej babci. Gromadzę przez lata: książki, grafiki, pocztówki, porcelanę, numizmaty i złotnictwo. Większość mojej kolekcji związana jest z rodzinnym miastem.

- Ma pan wolę, by pana prochy złożone zostały na cmentarzu w Gdańsku, na którym spoczywa pana mama.
Jurgen Gromek: Podczas każdej wizyty starałem się być zawsze na cmentarzu, dużo myślałem, wspominałem. Myślę, że po śmierci będę miał poczucie, że wracam do domu…

- W Niemczech pozostaną pana synowie z rodzinami, kto będzie opiekował się pana grobem?
Jurgen Gromek: Wydaje się, że nie jest to problemem, bo można opłacić na wiele, wiele lat i te sprawę załatwić.
Rozmawiała Katarzyna Korczak


Fot. Adam Korzeniewski


Inne artykuły związane z:
Newer news items:
Older news items: