Trzydzieści lat temu „Solidarność” zainicjowała przemiany w całej Europie. Nie tylko w bloku wschodnim, znajdującym się pod władaniem ZSRR, ale w dłuższej perspektywie, na całym kontynencie. I choć pierwszy zryw z roku 1980 zakończył się klęską i wprowadzeniem przez wojskowy reżim stanu wojennego, to jednak duch wolności nie został całkowicie zdławiony i odrodził się kilka lat później.
I chyba nikt w roku 1989 nie przeczuwał, że dwie dekady później obchody kolejnej rocznicy „Solidarności”, będą przebiegać pod znakiem podziałów i sporów. Sporów tym bardziej tragicznych i niezrozumiałych, że dotyczą w znacznej mierze podobnych postulatów, które stały się zaczynem robotniczego buntu sprzed trzydziestu lat – spraw pracowniczych i socjalnych. Sporów tym bardziej niepojętych, że po naprzeciw siebie staną pracownicy upadających zakładów, związkowcy oraz ich dawni koledzy ze strajków, ludzie o solidarnościowych korzeniach, dziś reprezentujący liberalne elity.
Te elity zrobiły wszystko, by wybudować między swoim środowiskiem, a związkowcami z „Solidarności” mur, który skutecznie dzieli współczesną Polskę na dwie rzeczywistości.
Tymczasem trzydziesta rocznica „Solidarności” to nie tylko jedna z kolejnych rocznic. Z pewnością robotnikom o wiele bardziej od odświętnych przemówień zaproszonych na uroczystości rocznicowe oficjalnych gości, bardziej podobała by się zwykła rozmowa o najważniejszych dla nich, dla nas Polaków sprawach i problemach codzienności. I tak trzeba by uczcić tę rocznicę, na roboczo. Ta rocznica to również okazja do nawiązania nici porozumienia, do odbudowy wspólnoty sprzed trzech dekad, ponad dotychczasowymi podziałami, to dobry czas na rozpoczęcie wielu spraw i niedokończonych dyskusji na nowo. Niestety, czas stracony. Bo liberalni przywódcy państwa wolą w krągłych słowach pouczać z trybun, jak zrobił to w Szczecinie prezydent Komorowski, co człowiek pracy – związkowiec, powinien i jak należy z władzą debatować, zamiast tego związkowca wysłuchać.
Tragicznym efektem postawy współczesnych elit jest degeneracja solidarnościowych zdobyczy na arenie międzynarodowej. Kiedy przed rokiem cala Europa hucznie świętowała 20-lecie obalenia komunizmu, Komisja Europejska zleciła produkcję filmu paradokumentalanego, który miał upamiętniać tamte historyczne wydarzenia. W tej kilkuminutowej etiudzie ani razu nie padło słowo „Solidarność” i potrzeba było interwencji polskiego ambasadora przy Unii Europejskiej, by ten skandaliczny błąd naprawiono.
Urzędnicy w Brukseli tłumaczyli początkowo, że film nie jest wiernym odtworzeniem historii, a jedynie „artystyczną impresją”. I właściwie trudno dziwić się ich bezdusznej ignorancji. W świadomości Europejczyków fundamentem nowego porządku na kontynencie jest upadek Muru Berlińskiego, a nie wolne wybory 4 czerwca 1989 roku w Polsce. To właśnie zburzenie tego symbolu komunistycznego ucisku najczęściej kojarzy się przeciętnemu mieszkańcowi Londynu czy Brukseli z zerwaniem żelaznej kurtyny. O „Solidarności” wiedzą tyle, że była, ale faktów powiązać nie umieją. To zjawisko powszechne i nie wzięło się z próżni. Skoro przez lata i dziś także, w Polsce umniejsza się znaczenie postulatów socjalnych „Solidarności”, skoro jej pierwszy przywódca nie chce czcić rocznicy trzydziestolecia powstania związku twierdząc, że „nie, bo nie!”, skoro elity władzy wywodzące się z solidarnościowego ruchu tak chętnie opluwają współczesnych działaczy zapominając o swoich korzeniach i o dawnych wartościach, to nie powinniśmy się dziwić, że jesteśmy spychani na margines nawet tam, gdzie bez dwóch zdań należy się nam honor pierwszeństwa.
Wałęsie lżej dziś przewracać kostki domina w stolicy Niemiec, niż złożyć kwiaty razem z robotnikami pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców. Były prezydent woli złożyć kwiaty pod pomnikiem wspólnie z premierem Tuskiem i prezydentem Komorowskim, niż przyjechać na rocznicowy zjazd związkowców. Lech Wałęsa dziś gardzi tymi, którzy wynieśli go do władzy na własnych ramionach. Takiego scenariusz trzydzieści lat temu nikt się nie spodziewał.
Dlatego warto powtarzać kiedy tylko się da – Nie ma wolności bez „Solidarności”. I bez niej w Polsce i w Europie by jej nie było.
Dariusz Olejniczak
- 09/09/2010 10:36 - Powstanie wielka spalarnia odpadów
- 08/09/2010 19:49 - Prezenty dla rowerzystów
- 08/09/2010 10:58 - Specjalistyczne zabezpieczenie medyczne na trzy lata
- 03/09/2010 12:03 - Nowy PiS na Pomorzu!
- 01/09/2010 16:39 - Premier zainaugurował rok szkolny w Gdańsku
- 30/08/2010 13:11 - Związek zawodowy nie jest partią polityczną
- 30/08/2010 12:46 - Oldtimerty na Motławie - zobacz zdjęcia
- 30/08/2010 09:44 - Ważą się losy Wojewódzkiej Przychodni Skórno-Wenerlogicznej
- 26/08/2010 20:36 - Gdańsk pod żaglami
- 26/08/2010 20:04 - Podjacki kandydatem na prezydenta Gdańska