Tam-tamy globalnej wioski
„Szczęśliwy naród, który ma poetę / I w trudach swoich nie kroczy w milczeniu” – pisał Czesław Miłosz w wierszu dedykowanym młodemu Tadeuszowi Różewiczowi. Wiedział o czym mówi. Niewielu ich było: „paru z Wilna”, kilku z Lublina, a przecież wyrazili ducha czasu tak trafnie i sugestywnie, że ich przeczucia i diagnozy wciąż określają tamten okres. Nie ma lepszych.
Pokolenie II Awangardy, katastrofiści, urodzeni w okolicach 1910 roku. A potem byli poeci pokolenia wojennego – wczesne roczniki dwudzieste, potem „pryszczaci” – późne roczniki dwudzieste i bardzo wczesne trzydzieste... A potem następni, i następni...
Bardzo to śmieszne, bo mówimy o wielkich przemianach nastawień i świadomości, a tak naprawdę o tym, co roiło się kilkunastolatkom składającym słowa do wiersza. Łączyli się w grupy, polemizowali z poprzednikami i rówieśnikami. Bo pokolenie nigdy nie jest jednorodne, poszczególne jedności, ugrupowania i zespoły, są wobec siebie tyleż komplementarne, co opozycyjne. Co łączy to to, że duże wydarzenia społeczne przeżywali w czasie, gdy osobowość jest jeszcze w fazie kształtowania się, i że wtedy właśnie uświadomili sobie swą odrębność. I ją wyrazili.
Rzadko jest tak, iż następstwo pokoleń biologicznych pokrywa się z następstwem pokoleń kulturowych. W tych ostatnich parę lat różnicy to cała epoka. Bywa tak, że w dziesięcioleciu pojawią się dwa pokolenia, w innym żadne. Podobieństwa bowiem przeważają nad różnicami. Albo też ta problematyka nie wydaje się szczególnie ważna.
Tak chyba stało się po roku 1989. Co prawda na początku Zakon Żebraczy i grupa „bruLionu” jeszcze o tym dyskutowali, potem już kolejni debiutanci raczej nie obwieszczali się nowym pokoleniem.
A przecież, jeśli wierzyć publicystom, ukształtowało się pokolenie JPII, „Gazeta Wyborcza” obwieściła istnienie pokolenia „Metra”, teraz różni ludzie zastanawiają się czy przypadkiem Polską nie rządzi „pokolenie NZS”. Niby tak jest. Poszczególni szefowie tej organizacji (jak niegdyś szefowie ZSP, ZMS a potem ZSMP) zajmują ważne stanowiska partyjno-państwowe, większość czynnych polityków w średnim wieku otarła się o tę organizację. Żadna w tym osobliwość. Byli czynni na studiach, angażowali się politycznie, to i potem z polityką wiązali swe losy życiowe.
Są a przecież ich nie ma. Choć przecież pewnie uczeni potrafią wyjaśnić czy istnieje coś co ich łączy, czy pan Konstanty Miodowicz dysponuje podobną świadomością jak pan Mariusz Kamiński a pan Rokita, dwojga imion, a może i trojga, jest mentalnym bratem Ludwika Dorna. Wszelako coś takiego jak pokoleniowa jedność już się nie ukształtuje. Właściwie, zgodnie z teorią pokoleń kulturowych, gdyby istniała to teraz właśnie powinna wkroczyć w końcową fazę rozpadu. Tyle, że jej nie było. Z czystego zresztą przypadku. Nie znalazła się grupa w miarę zdolnych poetów, który owym działaniom potrafiłaby nadać kulturowy wymiar. Jakieś manifesty, wierszyki w ulotnych druczkach. Świadectwo, że oto zaczyna się nowa epoka. I inni pójdą tam, gdzie oni im wskażą. Bo to, co w owych druczkach pisali rezonuje społecznie. Ale oni już pewnie wiedzieli, że rezonować nie będzie. A ci, co robili polityczne kariery, wiedzieli, ze – tak naprawdę – to owe wierszyki nie są im do niczego potrzebne.
Zabrakło poetów, więc i pokolenia nie ma. Choć gdy się na wybrańców narodu patrzy, niesposób oprzeć się przeświadczeniu, że pewnie dobrze, że tak się właśnie stało, przynajmniej nie muszą się wstydzić. Poeci, nie politycy.
A.K. Waśkiewicz
- 11/03/2010 19:16 - Jak to w Pińsku było
- 26/02/2010 06:26 - Lojalność
- 26/02/2010 06:20 - IV – RP bis
- 19/02/2010 08:02 - Polityczny tasiemiec: wygaszone emocje, wypaleni aktorzy
- 19/02/2010 08:00 - Prezydenckie wyścigi
- 17/02/2010 15:32 - Czy Polacy nadal kochają westerny?
- 11/02/2010 21:33 - Obywatel Bartelik dla Gdańska czy dla SLD?
- 04/02/2010 17:38 - Bohater
- 04/02/2010 11:11 - Moja biała kartka
- 30/01/2010 11:07 - Życie w prawdzie