Złe dla amerykańskiej waluty informacje nadchodzą co dnia. Niewielu chce jeszcze trzymać kapitał w dolarach – naturalnie chodzi o banki centralne, nie o zwykłych obywateli, chociaż to oni przede wszystkim ponoszą konsekwencje osłabienia dolara jeśli akurat w nim trzymają swoje oszczędności.
A jest ich w Polsce wielu, bo około 3 miliony.
Problem nie jest nowy, ale jeszcze nigdy nie występował w takim nasileniu. Dotyczy waluty w jakiej centralne banki, zwłaszcza te najbogatsze, trzymają rezerwy walutowe. Otóż jeszcze nigdy tyle rezerw nie trzymały euro i w chińskich jenach.
W ostat¬nich kilku latach dolar stracił 1/3 swojej wartości w stosunku do kilku kluczowych walut i ponad połowę do euro. Konsekwencje tej sytuacji ponoszą wszystkie waluty sztywno związane z jego kursem, a drożeje ropa naftowa (i benzyna). Ponoszą wszyscy, którzy trzymają swoje oszczędności w dolarach. I wielu zastanawia się, co z tym fantem zrobić. W tej sytuacji pojawiają się pomysły egzotyczne, ale też wraca temat ważny dla gospodarek wielu krajów i dla nas, którzy mierzymy się z problemem zamiany złotego na euro i którzy spłacamy jako kraj ponad 100 miliardowe długi nominowane właśnie w euro i w dolarach.
Gdy dolar słabnie na świecie aż huczy od plotek na temat nowych walut, które należy wprowadzić (wymyśleć), tak by zredukować negatywne konsekwencje gwałtownych ruchów najważniejszej waluty świata. A to więc państwa arabskie, Rosja i Francja mają knuć, aby zastąpić dolara w handlu ropą koszykiem złożonym m.in. z euro i złota. A to wraca pomysł amero – wspólnej waluty USA i Meksyku. W Azji Centralnej też nie chcą się już rozliczać w dolarach. Kilka miesięcy temu prezydent Kazachstanu zaproponował utworzenie wspólnej waluty regionalnej (rozliczeniowej), funkcjonującej niezależnie od walut narodowych na terenie Rosji, Białorusi, Kirgizji, Tadżykistanu no i Kazachstanu. Miałaby się nazywać euraz.
Takich pomysłów jest już na świecie kilka. Problem w tym, że każda taka nowa waluta przejęłaby obciążenia walut, które ją stworzyły – pytanie zatem o wiarogodność i znaczenie gospodarcze Kazachstanu, Turkmenistanu, Chin… Mogłaby zatem powstać nowa tak zwana „bańka”, która, gdyby pękła, doprowadziłoby świat do kolejnej solidnej katastrofy.
A co robią Amerykanie. Ano nic nie robią. Po prostu świstak robi swoje i zawija czekoladki w papierki. Bo Amerykanom slaby dolar jest potrzebny w wychodzeniu z kryzysu. Owszem, oficjalnie głoszą, że mocny dolar to ważna sprawa, ale palcem w tym kierunku nie kiwają. I nie kiwną jeszcze długo. Słaby dolar sprzyja bowiem amerykańskiemu eksportowi i pomaga wyjść z największej recesji od Wielkiego Kryzysu lat 30. A to jest najważniejsze. Bo gdy brakuje innej dźwigni napędowej gospodarki jaką jeszcze niedawno były kredyty mieszkaniowe, gdy nadal Amerykanie nie kwapią się z wydatkami w swoich sklepach, to najlepszym patentem na rozruszanie gospodarki jest zwiększeniu eksportu, a do tego słaby dolar służy bardzo dobrze.
Kto zatem trzyma tego dolara w skarpecie, albo w innym „pewnym banku”, ten może mu się przyglądać co kilka dni. Bo ten dolar chudnie, marnieje z dnia na dzień i będzie – wiele na to wskazuje - coraz bardziej topniał w oczach.
Jan Kreft
- 29/10/2009 14:02 - Tam tamy globalnej wioski
- 29/10/2009 14:01 - Sondażowe miraże polityków
- 21/10/2009 10:13 - Życiorys samochodami pisany
- 21/10/2009 10:08 - Tajne, więc jawne
- 21/10/2009 09:59 - „...Widok z galerii na Wiejskiej…”