Szybki wyrok sądu dopisał puentę do mojego ubiegłotygodniowego felietonu, w którym – przypominając kłopoty podwykonawców sopockiego dworca z uzyskaniem należnych im pieniędzy - pisałem o tym, że miasto nie tylko nie powinno, ale wręcz nie może całkowicie umywać rąk w tej sprawie jako pośredni sprawca tych kłopotów i największy dzierżawca powierzchni dworca. Okazało się jednak – na szczęście - że sądy mogą jednak w Polsce działać szybko, sprawnie i zdecydowanie. Wystarczyło, że sędzia już na pierwszej rozprawie zadecydował o zabezpieczeniu na koncie dłużnika należnych środków, aby spowodowało to nie tylko natychmiastową zapłatę części długu i zobowiązanie spłaty całości, ale nawet osobiste przeprosiny. Gdyby nie tak błyskawiczna decyzja sędziego, która przyniosła niespodziewany zwrot akcji - proces mógłby się ciągnąć w nieskończoność i kosztować znacznie więcej – zwłaszcza tych, którzy niecierpliwie oczekiwali na należne im zapłaty oraz podatników. Można?!
Warto zatem w nieskończoność przypominać stare porzekadło „Czas to pieniądz” i uświadomić sobie, jak wiele tego typu spraw nie doczekało się – niestety - tak roztropnej decyzji sądu. Bowiem często odnoszę wrażenie, że odmowa zapłaty w podobnych do tego przypadkach nie jest wcale podyktowana merytoryczną decyzją, ale chęcią „rolowania” płatności najdłużej, jak się da. Przy zawiłych procedurach sądowych, wiele z takich sporów kończy się bowiem zawarciem ugody pod presją czasu. Ci, którzy przy tej okazji nie ryzykują nic, bo obracają pieniędzmi publicznymi i nie ponoszą przecież żadnej finansowej odpowiedzialności, dość często nadużywają takiej sądowej drogi prolongaty swoich należności. Oczywiście poszkodowani są najczęściej wykonawcy i podwykonawcy dużych inwestycji, gdzie zaległości w płatnościach bywają wielomilionowe. I jakoś nikt nie żałuje w takich sytuacjach prywatnych firm, choć to właśnie one ponoszą największe ryzyko nie tylko utraty wiarygodności, ale wręcz realnego bankructwa. Zatem dobrze się stało, że gdański sąd wskazał realną, alternatywną drogę rozwiązywania tego typu problemów bez długotrwałej procedury prawnej, oszczędzając wszystkim sporo czasu, nerwów i pieniędzy. Każdy przypadek jest oczywiście zupełnie inny, ale na pewno warto podkreślić, że takie rozwiązanie okazało się możliwe dzięki odpowiedniej decyzji konkretnego sędziego, która przerwała zaklęty krąg dotychczasowych niemożności.
Jak już jesteśmy w kręgu „prawa stosowanego”, to chciałbym zwrócić uwagę na fakt coraz większej ilości uchwał sopockiej Rady Miasta, uchylanych w tej kadencji przez wojewodę z powodu „rażącego naruszenia prawa”. Oczywiście takie przypadki zdarzały się wcześniej, bo prawnicy dość często różnią się przecież w interpretacji różnych spraw i zapisów, ale przez ćwierć wieku aktywności samorządowej nie przypominam sobie jednak aż takiej ilości zakwestionowanych przez wojewodę uchwał. Czy to kwestia przypadku, czy też przekonania, że większość w Radzie upoważnia do naginania prawa do swojego użytku, nie śmiem rozsądzać… Aczkolwiek dość dziwne roszady na ostatniej sesji Rady Miasta potęgują we mnie wrażenie, że bezkrytycznie popierająca wszystkie działania prezydenta większość sopockich radnych źle się bawi demokracją. Kilka miesięcy temu minęła już połowa kadencji samorządowych władz. I jeśli nagle radni rządzącej w mieście większości dokonują (wyłącznie we własnym gronie) niezrozumiałych dla przeciętnego mieszkańca przesunięć i roszad na stanowiskach 3 szefów ważnych miejskich komisji, nie zachowując nawet żadnych pozorów merytorycznego uzasadnienia, to wnioski nasuwają się same. Na pytanie z sali o takie właśnie uzasadnienie, stwierdzono, że „radni się dogadali” i nie ma takiej potrzeby, podobnie jak pytania zainteresowanych o zgodę, bo przecież wszystko już ustalono wcześniej. Oczywiście „radni, którzy się dogadali”, należeli do jednej tylko, „jedynie słusznej” sopockiej opcji. Innych o zdanie nie pytano. O tym, że tego typu decyzje w Sopocie zapadają nie na sali obrad i znacznie wcześniej, nikt jednak nie mówił do tej pory tak otwarcie i bez żadnego skrępowania. Nie muszę też oczywiście wyjaśniać, że prowadzącemu obrady nawet nie przyszło do głowy zapytać, czy są może inne kandydatury na przewodniczących komisji (np. ze strony opozycji), bo po co sobie zawracać głowę takimi pozorami i drobiazgami, skoro wszystkie decyzje zostały podjęte – jak kilka razy dobitnie podkreślono - wcześniej…
I nawet się domyślam, w którym gabinecie sopockiego ratusza je podejmowano.
Wojciech Fułek
- 09/03/2017 21:00 - Sopockie co nieco: Sopot nigdy nie zasypia?
- 06/03/2017 13:02 - Akapit wydawcy: Bez (P0)wabu
- 03/03/2017 14:39 - Hiacynt Roberta
- 27/02/2017 14:08 - Sopockie co nieco: … o uzdrowisku
- 23/02/2017 19:27 - Akapit wydawcy: Personel władzy
- 16/02/2017 07:55 - Akapit wydawcy: Bezdomne kadry Adamowicza
- 13/02/2017 21:36 - Sopockie co nieco: ... i miejskie problemy
- 09/02/2017 18:41 - Akapit wydawcy: Portfel sopockiego hipokryty
- 06/02/2017 17:34 - Sopockie co nieco: Razem można więcej!
- 03/02/2017 13:46 - Gazeta Sopocka: Karnowski! Oddaj 43 tys. złotych!