Jakiś czas temu (jeszcze w okresie poprzedniej, „słusznie minionej” władzy) przeczytałem gdzieś wywiad z „częściowym” sopocianinem z wyboru, świetnym reżyserem Juliuszem Machulskim, który wypowiadając się o naszej klasie politycznej, której generalnie brakuje klasy, powiedział, że nie oczekuje już od jej partyjnych przedstawicieli ani honoru, ani godności, ani sumienia, bo te pojęcia są im po prostu obce. Trudno się z tym nie zgodzić. Bo polityk nie byłby podobno politykiem, gdyby dotrzymywał swoich obietnic i zobowiązań, gdyby miał honor i godność, gdyby potrafił się wznieść się ponad własne uprzedzenie, partyjne podziały i wytyczoną linię frontu walki z wszystkimi, których uważa za wrogów.
Może dlatego ja jakoś nie czuję się - mimo tylu lat spędzonych w samorządzie - politykiem, nawet w tym wymiarze lokalnym. Uważam się bardziej za miejskiego społecznika, bo bardziej interesuje mnie moje miasto, niż personalne przepychanki czy osobiste wojenki, które uwielbia chyba za to prowadzić wobec inaczej myślących sopocki prezydent. Dlatego znacznie bardziej martwi mnie dziś dość niepokojący kierunek, w którym Sopot nieuchronnie zmierza od jakiegoś czasu. Dzisiejszy wizerunek Sopotu, ewoluował bowiem od ekskluzywnego kurortu w stronę nocnej imprezowni dla każdego i na każdą kieszeń. Nie jest to moja opinia, ale wielu osób, którym los Sopotu jest bliski. „Miasto, które się nie rozwija, cofa się” - to dość często przywoływana teza, nie tylko zresztą w naszym mieście. Tylko dlaczego zapomina się przy tej okazji o niezwykle trafnym stwierdzeniu Andrzeja Dudzińskiego, Honorowego Obywatela Sopotu, które nawet wpisano niegdyś jako motto do oficjalnej strategii miasta: „Przyszłością Sopotu jest jego przeszłość”? Trudno bowiem ten szacunek dla przeszłości i niegdysiejszego ducha miasta odnaleźć np. w gigantycznych bryłach i estetyce nowych inwestycji. Trudno też doszukać się jej w braku reakcji konserwatora zabytków na niektóre sopockie projekty inwestycyjne (agresywnie rozpychające się w zabytkowej miejskiej tkance) czy też w niemal martwych dziś wnętrzach Muzeum Sopotu, które jeszcze niedawno tętniło codziennym życiem, koncertami i tłumami zwiedzających.
Staram się nie być malkontentem - cieszą mnie nowe nawierzchnie ulic i chodników, jachty cumujące w nowej marinie, nowe elewacje starych kamienic (ale zawdzięczamy je nie tyle bezpośrednio miastu, co głównie energii i determinacji wielu mieszkańców), podziwiam nowe ogrody i ukwiecone balkony (ale to znów efekt pracy aktywnych sopocian). Ale czy naprawdę mieszkańcom i turystom podoba się betonowa gigantomania galerii handlowej w miejscu dawnego dworca PKP (gdzie z kilkunastu tysięcy metrów powierzchni na zaplecze kolejowe przeznaczone jest jedynie ok. 500 m2, a podróżni najczęściej tłoczą się przed jedynym otwartym okienkiem kasowym)? Czy na pewno kolejny deweloper budujący drogie klockowe apartamentowce to najlepszy partner dla samorządu? Czy na pewno potrzebna jest Sopotowi dodatkowa zabudowa w Parku Grodowym, zabudowa terenów zielonych w centrum miasta, czy dość dyskusyjne połączenia kolejnego pudełkowatego apartamentowca z pięknym zabytkowym budynkiem (zwłaszcza, że realizuje to firma, która tuż obok dopuściła się dewastacji miejskich kortów i wciąż za to nie poniosła żadnych konsekwencji)? Czy na pewno chcemy, żeby ilustracją dzisiejszej sopockiej polityki był napis na jednym z food-trucków: „Łódź walczy z dopalaczami, Sopot – z kurczakami” (który na pewno bardziej ośmiesza samorządową władzę niż ją nobilituje)? Jestem zdecydowanym przeciwnikiem sezonowych, najczęściej mało estetycznych i pstrokatych budek gastronomicznych, ale niech będzie to polityka jednakowa dla wszystkich budek, a nie tylko wybranych, bowiem podział na „równych i równiejszych” nie jest chyba tym, czego mieszkańcy powinni oczekiwać od dobrego gospodarza. A ja od dłuższego czasu mam nieodparte wrażenie, że władze mojego miasta realizują pewne akcje głównie pod kątem mediów, a nie ich realnych efektów i korzyści dla mieszkańców. Może to stąd bierze się właśnie to sopockie ratuszowe ADHD i szamotanina „wizerunkowa” samego prezydenta?
Może jednak czasami warto zatrzymać się na chwilę w tym nieustannym pędzie do rozwoju i posłuchać nawet (a może przede wszystkim) tych, z którymi niekoniecznie się zgadzamy?
Tylko jaki polityk chce i umie słuchać innych?
Wojciech Fułek
- 06/09/2016 17:36 - Sopockie co nieco : Narzędzia władzy
- 01/09/2016 17:16 - Akapit wydawcy: Sierpy Sierpnia
- 01/09/2016 17:13 - Sopockie co nieco: „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”?
- 24/08/2016 15:56 - Sopockie co nieco: Dworzec, galeria czy drzewo?
- 18/08/2016 18:10 - Akapit wydawcy: Chory na rynek, zdrowy na targ
- 16/08/2016 18:51 - Latarką w półmrok: Strupy Struka
- 11/08/2016 17:08 - Sopockie co nieco: Vox populi, vox dei?
- 11/08/2016 17:04 - Akapit wydawcy: Zapach pieniędzy
- 30/07/2016 11:22 - Akapit wydawcy: Wolne media Gdańsk
- 26/07/2016 18:38 - Sopockie co nieco: Prezydent na kadencję?