1 Kwietnia 2013 roku zmarła Barbara Piasecka-Johnson, miliarderka, filantropka, osoba kochająca Polskę. Panią Basię poznałem na parafii św. Brygidy u księdza Henryka Jankowskiego. Ksiądz Henryk przedstawił mnie jako człowieka, który rozpoczął strajk sierpniowy, podkreślając, że to ja dowodziłem strajkiem do godziny 10.30, bo dopiero wtedy Lech Wałęsa przeskoczył przez płot i przejął dowodzenie. Podczas tego spotkania na plebanii dowiedziałem się o też działalności pani Basi na rzecz Solidarności.
Pani Barbara Piasecka-Johnson pomagała Solidarności w okresie stanu wojennego. Fundowała stypendia dla studiujących poza Polską. Nie zaprzestała pomagać także w wolnej Polsce, przekazując pieniądze na działalność charytatywną wielu instytucji. Podczas procesji Bożego Ciała w 1989 roku padła propozycja, aby pani Barbara kupiła Stocznię Gdańską – kolebkę Solidarności, która była w upadłości. Padła suma “z sufitu” 100 milionów dolarów. Mimo pełnej determinacji i poniesionych kosztów audytu (ok. 5 milionów dolarów), nie mogła kupić stoczni. Stoczniowcy chcieli bowiem zarabiać w dolarach, a rząd Tadeusza Mazowieckiego upierał się przy owych 100 milionach dolarów za upadłą kolebkę Solidarności. I tak marzenia o wielkiej stoczni prysły jak bańka mydlana.
Często wracam myślami do tamtych czasów. Ciekawe, jakby dziś wyglądała Stocznia Gdańska? Jestem przekonany, że dorównywałaby Gdańskiej Stoczni Remontowej Piotra Sojki, która zatrudnia 7,5 tys stoczniowców. Bo pani Basia miała dar pomnażania majątku, ku zadowoleniu wszystkich pracowników.
Moje prywatne kontakty z panią Barbarą datują się od października 1989 roku. Wtedy ona i Henryk Jankowski zostali rodzicami chrzestnymi mojego młodszego syna Marcina. Chrzest odbył się, a jakże by inaczej, w kościele świętej Brygidy w Gdańsku. Ksiądz Henryk wraz z panią Basią na plebanii przygotowali przyjęcie, na które zaprosiliśmy około 20 osób. Muszę przyznać, że propozycja rodziców chrzestnych wyszła ze strony pani Barbary i ks. Jankowskiego, którzy widzieli moją żonę Mariolę w ciąży i zapytali, czy mamy rodziców chrzestnych. Powiedzieliśmy, zgodnie z prawdą, że nie. Wtedy ks. Henryk powiedział, że to będzie nim on i pani Basia. Nam pozostało wyrażenie opinii, że dla nas będzie to wielki zaszczyt . I tak, 4 grudnia 1989 roku, w imieniny pani Basi, ochrzciliśmy Marcina, który do dziś jest zadowolony z prezentów jakie chrzestni włożyli mu w becik.
Przez 20 lat utrzymywaliśmy z panią Basią kontakt listowny. Dopiero 4 lata temu, kiedy pani Barbara sfinansowała budowę instytutu wspomagania i rozwoju dziecka w Gdańsku i zamieszkała w Polsce, mogliśmy spotykać się częściej. Zawsze mówiła osobie, że „ pomaga panu Bogu, żeby było mniej cierpienia na ziemi„. Kiedy 4 miesiące temu wraz z Marcinem odwiedziliśmy Panią Basię w Sokółce, była już bardzo chora. Miała jednak wiele pomysłów, które chciała realizować w Polsce poprzez swoją fundację. Będzie nam wszystkim brakowało jej energii i wielkiego zaangażowania w pomoc dzieciom…
Jerzy Borowczak
- 15/04/2013 08:30 - Okiem Borowczaka: Wypijmy za błędy
- 11/04/2013 20:16 - Latarką w półmrok: Samorządzić
- 11/04/2013 20:12 - Mój Wrzeszcz: O śmieciach raz jeszcze
- 10/04/2013 14:16 - Pastusiak: Miejsce Polski w Europie i świecie
- 10/04/2013 10:00 - Przerwany lot Tu-154M nr 101 - Pytania bez odpowiedzi
- 03/04/2013 15:51 - Mój Wrzeszcz: Nie ma już kina Znicz
- 03/04/2013 14:43 - Okiem Borowczaka: Wielkanocny rachunek
- 26/03/2013 17:19 - Mój Wrzeszcz: Zazieleńmy Dolny Wrzeszcz
- 26/03/2013 16:27 - Okiem Borowczaka: Donald Tusk na kolejną kadencję?
- 20/03/2013 20:18 - Mój Wrzeszcz: Głosowanie ruszyło