Na ekrany kin weszły w sierpniu br. dwa wyczekiwane od lat obrazy, czyli brytyjski „303. Bitwa o Anglię” i nasz rodzimy „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”.
Warto więc pochylić się choć na moment nad pokazaną też w tych obrazach Dziwną wojną na Zachodzie (z francuska Drôle de Guerre, a z angielska Phoney War, lub po niemiecku Sitzkrieg) oraz zadumać się nad iluzją zawieranych sojuszy.
Przywódcy Wielkiej Brytanii, Francji i USA mieli wiedzę o tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow. Nie podzieli się tą zwiedzą z władzami sanacyjnej Polski. Pchnęli marszałka Śmigłego Rydza ku wojnie, obiecując nigdy nie wypełnione wsparcie dla walczącej Polski.
Francja i Wielka Brytania co prawda wypowiedziały wojnę III Rzeszy 3 września 1939, ale żołnierze prowadzili jedynie działania zaczepne w kraju Saary na przedpolach linii Zygfryda. Dowodził z oddali tym „zaczepnym” wypadem skądinąd waleczny admirał Jean Louis Darlan, później w armii Vichy. Trwały one kilka dni i zostały przerwane by nie drażnić Niemców.
A wszak w roku 1939 Francja dysponowała trzecią (po Armii Czerwonej i Wehrmachcie) armią lądową świata i trzecią na świecie marynarką wojenną. Zdobyła się jedynie od 7 do 11 września 1939 roku ma symboliczny atak sił kilka kilometrów w głąb granicy francusko-niemieckiej w Zagłębiu Saary, na przedpolu linii Zygfryda, łamiąc opór niemieckich jednostek granicznych. Po czterech dniach walki przerwano. By… nie narażać się na odwet Wehrmachtu.
Nic dziwnego, że as naszego lotnictwa spolonizowany Szwajcar, awanturnik i zawadiaka, lotnik Dywizjonu 303,a w latach 50. kondotier i twórca lotnictwa Katangi por. Jan Zumbach w czerwcu 1940 roku, przedzierając się do Anglii, z podbijanej właśnie i upokarzanej przez Niemców Francji, zanotował, że widział tak żenujące sceny, jakich nie oglądał we wrześniu 1939.
Tak to opisywał warszawski zawadiaka z Czerniakowa Stanisław Grzesiuk, więzień Konzentrationslager Mauthausen-Gusen:
Wojny się nie bałem. „Nie damy guzika od munduru”, „Silni – Zwarci – Gotowi”. Hasła te, rozlepiane na murach Warszawy, nastrajały bojowo, optymistycznie. Wszyscy twierdzili, że Niemcy wojny nie zaczną, że mają słabe wyposażenie techniczne z materiałów zastępczych, że za dwa tygodnie będziemy w Berlinie – oto jakie krążyły wersje, a miały na celu wmówienie w ludzi, że wszystko u nas jest na klawo. Wkrótce okazało się, że oddaliśmy nie tylko guzik, ale i cały naród w niewolę. Że ci od rządzenia byli owszem: „silni” – w gębie, „zwarci” – do żłobu i przy pijaństwie i „gotowi” – do ucieczki za granicę.
A wracając do „aliantów”. Decyzja z 12 września 1939 podjęta przez francusko-brytyjską Najwyższą Radę Wojenną o niepodejmowaniu ofensywy na froncie zachodnim, ani działań powietrznych RAF nad Niemcami była złamaniem zobowiązań wynikających z umów sojuszniczych – konwencji wojskowej z sojuszu polsko-francuskiego (zobowiązanie sojusznika do ofensywy w ciągu piętnastu dni od ogłoszenia mobilizacji) i układu polsko-brytyjskiego z 25 sierpnia 1939 roku. Było to też sprzeczne z deklaracjami złożonymi przez Francuzów i Brytyjczyków wiosną 1939. Była to więc zdrada sojusznika na polu bitwy. I to mimo faktu, że nasi „alianci” na froncie zachodnim, dzięki zaciętej obronie Wojska Polskiego w wojnie obronnej, posiadali wielką przewagę liczebną i strategiczną nad Wehrmachtem.
Może więc i nic w tym dziwnego, że Wódz Naczelny z nadania Piłsudskiego, marszałek Śmigły-Rydz i sanacyjny minister spraw zagranicznych płk. Józef Beck nim czmychnęli za granicę, wydali 17 września 1939 r. dziwaczny rozkaz – „Sowiety wkroczyły. Z sowietami nie walczyć”. Bohater od „nie oddamy nawet guzika” z sejmowej mowy z maja 1939 roku dokończył żywota klejąc modele samolocików we wsi pod Bukaresztem.
Najpierw więc, łudząc płk Józefa Becka (tego od „nie oddamy ani guzika”, uciekiniera do Rumunii), obietnicami składanymi przez lorda Neville’a Chamberlain’a, rzucono nas do wojny z Hitlerem, by następnie pozostawić osamotnionych „silnych, zwartych i gotowych”. Tak samo alianci schowali głowę w piasek po zbrodni katyńskiej.
Legła więc w gruzach cała koncepcja Piłsudskiego, realizowana przez jego nominatów siłą rzeczy bez marszałka. Ten zaś przestrzegał: „My na dwa fronty wojny prowadzić nie możemy, więc ja was wojny na dwa fronty uczyć nie będę. Wojna na dwa fronty to znaczy ginąć tu na Placu Saskim z szablami w dłoni w obronie honoru narodowego”.
Warto też idąc na film (właściwie dwa filmy o podobnej tematyce Dywizjonu 303) przypomnieć sobie niemiecki Blitzkrieg i żołnierzy Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego, stłoczonych na plażach Dunkierki, których od zagłady uratowała tylko wyrachowana kalkulacja Hitlera na rychły pokój z Wielką Brytanią, w której arystokratycznych kręgach roiło się od sympatyków narodowego socjalizmu. Francuzi zaś pokazali li tylko tyle, że jak nie chcieli umierać za Gdańsk, tak nieśpieszno im było do umierania za Paryż.
A co ma do tego Dywizjon 303? Ano tyle, że to polscy, angielscy i czescy lotnicy bronili honoru Europy. 150 polskich pilotów myśliwskich zestrzeliło 203 niemieckie samoloty.
Tyle, że Polakom Brytyjczycy wystawili wezwanie do zapłaty na wyasygnowany przez rząd Jego Królewskiej Mości polskiemu rządowi na uchodźctwie kredyt 10 milionów ówczesnych funtów szterlingów i kolejne 90 milionów funtów za samoloty, wyposażenie, amunicję i bomby do lotów operacyjnych, na szkolenie, wyżywienie, umundurowanie, zakwaterowanie, paliwo, transport, pomoc medyczną i materiały do konserwacji podzespołów samolotów oraz za używanie hangarów i warsztatów. I nasi dzielni rodacy zapłacili z resztek rezerw polskiego złota, które udało się0zdeponować w Kanadzie.
W tym samym czasie Armii Czerwonej (do 24 czerwca 1941 sprzymierzonej z Hitlerem) od 1941 r. w ramach planu i umowy użyczenia Lend-Lease Act Amerykanie przekazali (Uwaga!) : 400 tys. samochodów, 22 tys. samolotów, 13 tys. czołgów, 9 tys. traktorów, niemal dwa tys. lokomotyw i 11 tys. wagonów, 3 mln ton benzyny lotniczej, 350 tys. ton materiałów wybuchowych, 15 mln par butów. Do lat 60 na naszych samochodowych bazach można było podziwiać Studebakery US6 (do ZSRR trafiło ich około 100 tysięcy), a w UB i MO Willysy MB z demobilu.
Artur S. Górski
- 16/09/2018 09:29 - Akapit wydawcy: Dla mnie milion, dla pani 1,80 zł
- 14/09/2018 12:50 - Zalewska musi odejść. Ciężkie dni przed uczniami i nauczycielami
- 11/09/2018 18:00 - Oblicza sportu: Bis, proszę!
- 08/09/2018 20:03 - Akapit wydawcy: Boląca pupa Biedronia
- 06/09/2018 07:27 - Oblicza sportu: Ring wolny!
- 06/09/2018 07:16 - Z notatnika uzdrowiskowego podróżnika: Ustecka syrenka na fali
- 01/09/2018 18:13 - Radość plus
- 28/08/2018 18:35 - Sierpień 1980 na Wybrzeżu: narodziny nowej Polski
- 24/08/2018 21:48 - Latarką w półmrok: (POD)szepty Gęgacza
- 21/08/2018 14:40 - Sierpień 1988 r. Między dialogiem a pałką