Wybory parlamentarne w Polsce z 4 i 18 czerwca 1989 r. odbyły się na zasadach uzgodnionych między częścią opozycji, wspieraną wydatnie przez odbudowujący się NSZZ „Solidarność” a tzw. strona rządową. Szczegóły dopracowano w willi MSW w Magdalence i przy Okrągłym Stole.
Było to swoiste referendum: „tak” lub „nie” dla PRL. Bez zgody dygnitarzy byłoby to niemożliwe. Ci zaś właśnie przekuwali marksowski „Kapitał” na kapitał. Ich decyzję przypieczętowała zgoda Gorbaczowa na zjednoczenie Niemiec i „pierestrojka”. Parcie ku zmianom było tak silne, że de facto zdjęcie kandydata z Lechem Wałęsą gwarantowało wybór. Wyborcy odrzucili listę krajową nawet w obwodach w szkołach służb mundurowych.
Czy można było zyskać więcej? Czy należało czekać kilka miesięcy i wziąć całą pulę? A może nie należało respektować paktów po komendzie „sztandar PZPR wyprowadzić!”, kiedy ze sceny zniknął główny partner okrągłostołowego układu? Na te pytania nie ma dobrych odpowiedzi.
Potrzebne były strajki z wiosny i lata 1988 r. by przyśpieszył proces przemian, więc już we wrześniu 1988 r. doszło do spotkania Lecha Wałęsy z Czesławem Kiszczakiem i rozpoczęła się seria spotkań w podwarszawskiej Magdalence. Gen. Czesław Kiszczak, odpowiedzialny m.in. za służby, który do resortu MSW przybył z „wojskówki”, nakazał skrzętne filmowanie i fotografowanie uczestników rozmów. 30 listopada 1988 r. Lech Wałęsa pokonał w debacie telewizyjnej szefa OPZZ Alfreda Miodowicza.
Rządzącej „koalicji” PZPR i tzw. stronnictwom sojuszniczym ZSL i SD zagwarantowano co najmniej 299 (65 proc.) miejsc w Sejmie. Pozostałe mandaty poselskie – 161 (35 proc.) zostały przeznaczone dla kandydatów bezpartyjnych. Wyborcy mogli też w 100 proc. zdecydować o mandatach senatorskich.
Część środowisk politycznych wzywała do bojkotu wyborów. Swoich kandydatów wystawili KPN, UPR i SP. Władysław Siła-Nowicki i Kazimierz Świtoń rywalizowali z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem. Wystartowali działacze katoliccy (Bender, Zabłocki, Goryszewski). Jedynie Stanisław Stokłosa był jedynym, który pokonał kandydata Komitetu Obywatelskiego (Piotra Baumgarta), bo ten nie miał…zdjęcia z Wałęsą.
Mimo, że obóz ówczesnej władzy poniósł klęskę resorty siłowe pozostały w rękach generałów Siwickiego (MON) i Kiszczaka (MSW), a 19 lipca 1989 r. Wojciech Jaruzelski przewagą jednego głosu wybrany został prezydentem PRL przez Zgromadzenie Narodowe. Taki był pierwszy efekt tego, że ekipa Jaruzelskiego, organizując ,,Okrągły Stół“ i częściowo wolne wybory, chciała wmontować opozycję w system władzy, w sytuacji, gdy Kreml wycofywał „aktywa” z Polski.
Pod koniec 1988 r. rząd Rakowskiego i Biuro Polityczne KC PZPR podjęli decyzję o wprowadzeniu ustroju kapitalistycznego. Pakiet ustaw prowadził nowe regulacje do centralnego kierowania gospodarką, opodatkowania, funkcjonowania i finansów przedsiębiorstw państwowych, bankowości i systemu dewizowego. Ta z 23 grudnia 1988 roku, ustawa o działalności gospodarczej, zrównała prawa podmiotów państwowych, spółdzielczych i prywatnych w dostępie do kredytów oraz reglamentowanych dóbr.
Dumni z odzyskiwanej demokracji byliśmy jak dzieci, otwierając kraj na neoliberalną doktrynę i bożka monetaryzmu. W 1989 roku elity Okrągłego Stołu zdecydowały się na neoliberalną drogę budowy gospodarki, na terapię szoku.
Na wicepremiera i ministra finansów, odpowiedzialnego za kształt transformacji wyznaczono dr. Leszka Balcerowicza, pracownika Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR, który nie miał doświadczenia w kierowaniu zespołami ludzi. Pierwszy bezpartyjny premier, który podejmował decyzje w sprawie przekształceń gospodarczych Tadeusz Mazowiecki, nie miał wiedzy ekonomicznej ani praktyki.
Jako, że ekonomiczna kolonizacja nie polega na zniszczeniu kraj, ale na jego eksploatacji, Polska prywatyzacja to przede wszystkim wrogie przejęcia. Ponad 600 wielkich i nowoczesnych na tamte czasy, na które zaciągano kredyty w dewizach, zakładów pracy zostało zlikwidowanych lub sprzedanych według wyceny zagranicznych ekspertów.
Dzisiaj wiemy, że kapitalizm z jakoby wolnym rynkiem to nie jest system, w którym, jak będziemy wydajniej pracowali, to więcej zarobimy. To system brutalnej gry i wyzysku, a rządzi kapitał, który ma ojczyzny. W niebyt odchodzi rynek jako mechanizm działający efektywnie, skutecznie i absolutnie. Jednak w Polsce przez prawie trzy dekady aplikowano wiarę w ekonomię monetarną, że wystarczy kontrolować stopy procentowe i podaż pieniądza by kierować wzrostem gospodarki.
4 czerwca warto zastanowić się, czy nasz kraj rozwija się na miarę naszych potrzeb i czy jest w stanie zadbać o nasz interes? Nie musimy podejmować wielkiego ryzyka, wystarczy „odrobina koniecznej odwagi", by nie ulegać pokusom konformizmu.
Przecież nie chodzi chyba nam o to, by dokooptować kolejną grupę do obozu władzy, ale o kształt polityczny, społeczny i ideowy państwa budowanego na wspólnocie.
Artur S. Górski
- 22/06/2018 16:19 - Sopockie co nieco: Kto zrównoważy niezrównoważony rozwój?
- 10/06/2018 08:26 - Sopockie co nieco: Festiwalowa gorączka
- 10/06/2018 08:22 - Akapit wydawcy: Wyciek oleju u Struka
- 03/06/2018 09:26 - Sopockie co nieco: To nie jest miasto dla młodych ludzi?
- 02/06/2018 07:16 - Akapit wydawcy: Idea komunizmu
- 30/05/2018 18:18 - Sopockie co nieco: Zarządzanie strachem?
- 24/05/2018 17:56 - Akapit wydawcy: Życie jak w Madrycie
- 22/05/2018 18:36 - Młoda „Solidarność”: druga próba
- 20/05/2018 08:50 - Sopockie co nieco: „Wszystko się może zdarzyć…”
- 17/05/2018 17:04 - Akapit wydawcy: Fekalia gdańskie – zagrożony pokój 314