Raczej polityczne wyrachowanie niż skleroza.
W każdym razie i przy każdej okazji Paweł Adamowicz zapewnia, że media publiczne, jak za komunizmu kiedy się kształcił i podróżował do USA, są reżimowe - są "zaprzeczeniem mediów publicznych".
Prezydent jest dzielny, więc nie udaje jak wielu, że nie było zamachu na wolne media. A skoro PiS kolonizuje instytucje, skoro jego kandydaci na prezydentów kryją się w studiach telewizji Jacka Kurskiego - bez epitetów lub z epitetem w zależności od kondycji własnej i pory dnia -która codziennie ich pokazuje, to obronę demokracji P. Adamowicz wziął na siebie osobiście.
Nie zawsze jednak było tak źle.
Jest listopad 2014 roku, kilka dni do wyborów. W komfortowym studiu TVG kryją się trzej prezydenci obgryzający leniwie "Kość niezgody" pod batutą red. Janusza Trusa. To trzech "pomorskich muszkieterów", "panów czcigodnych", których los wnet w rękach wyborców, żadna tam debata z oszołomami z opozycji. Sami swoi.
Prowadzący pełen zachwytu nad ich pracą: "dobre bo Polskie, a jak pomorskie to jeszcze lepsze, z dnia na dzień nam się rozwija". Ale jest niepokój, bo to może ostatni raz tej władzy, bo grozi przeciętnemu wyborcy jakiś polityczny wybryk posłów i senatorów, jakaś kadencyjność, a przecież można sprawdzonych samorządowców i 50 lat wybierać. Tak marzy prowadzący, a goście uradowani.
I podaje łapę prezydentowi Gdańska.
"Pana obrzucono takim błotem, dobrzy ludzie wyrzucają panu różne rzeczy, musiał się pan tłumaczyć, że umie pan grać na giełdzie, że jest pan zaradny, że człowiek uczciwie zarabia pieniądze".
Tak niewątpliwie wygląda przyzwoita niereżimowa telewizja publiczna. Warto wtedy było płacić abonament, nawet można było siebie w nagrodę obejrzeć w transmisji każdego meczu gdańskiej Lechii w przyjaznej pogawędce z dyrektorem TVG, aktywistą Ordynackiej i zwierzchnikiem parkingu.
Tak to niewątpliwie była dobra publiczna telewizja realizująca art. 21 ustawy o radiofonii.
W tej sprawie rada programowa TVG jednomyślnie uznała, że ówczesna telewizja publiczna w Gdańsku unikała poważnych debat, dawała pierwszeństwo poglądom i opiniom urzędujących przedstawicieli administracji lokalnej przed propozycjami opozycji.
Dziś za taką telewizją w Gdańsku tęskni prezydent miasta, a jego partyjny kolega,Janusz Lewandowski, takiej telewizji domaga się w Brukseli.
Nie od dziś wiadomo, że dobra była tylko telewizja Jana Dworaka i Juliusza Brauna. Kiedy ten drugi hurtem zwalniał dziennikarzy Paweł Adamowicz nie czuł żadnego osobistego dyskomfortu, nie bronił ani ludzi, ani instytucji.
Co innego teraz, kiedy pytania o fałszywe oświadczenia majątkowe, 36 kont, darowizny od pradziadków, schowki domowe i oszustwa podatkowe frapują opinię publiczną. Tacy dziennikarze gorsi od komunistów, którzy wyginęli.
Trzeba być twardym i mieć własny portal za pieniądze niewłasne. Tam reżim redakcyjny wyklucza bazgranie o procesie prezydenta.
Marek Formela
- 04/12/2017 11:18 - Latarką w półmrok: Nasze rury, nasze dochody
- 30/11/2017 21:59 - Sopockie co nieco: Mądry Polak przed szkodą?
- 30/11/2017 21:58 - Akapit wydawcy: Kto wisi na drzewach?
- 23/11/2017 21:48 - Akapit wydawcy: Ekstradycja Karnowskiego
- 23/11/2017 21:44 - Sopockie co nieco: Noblesse oblige?
- 13/11/2017 17:34 - Sopockie co nieco: Gra pozorów
- 09/11/2017 19:11 - Latarką w półmrok: Ministerin Ursula niańką PO
- 09/11/2017 19:05 - Ostatni partyzant, czyli film najważniejszą ze sztuk
- 04/11/2017 16:46 - Akapit wydawcy: Falset Struka
- 31/10/2017 11:20 - Sopockie co nieco: Prawo do dezinformacji?