Stop kładka na Motławie

Zaprotestowali przeciwko budowie nad Motławą kładki pieszej z ul. Wartkiej na wyspę Ołowianka przedstawiciele gdańskiego środowiska żeglarskiego i Rady Dzielnicy Gdańsk Śródmieście.

Przeciwko tym planom miasta wykorzystali sobotnią (26 bm.) imprezę otwarcia sezonu żeglarskiego w Gdańsku. Zbierano podpisy pod protestem oraz rozdawano ulotki informacyjne i naklejki z napisem „Stop kładka”.

Zbierający podpisy inż. arch. Stanisław Michel uświadamiał licznych turystów, że budowa zwodzonej kładki dla pieszych miałaby kosztować 13 mln zł. Koszt zostałby pokryty częściowo przez sponsorów, a częściowo przez miasto. Władze Gdańska ogłosiły już nawet międzynarodowy konkurs na jej projekt. Tymczasem środowiska architektów i żeglarzy stanowczo przekonują, że pomysł zaszkodzi miastu.

- Prom po Motławie powinien pływać nie tylko w godzinach otwarcia Muzeum Morskiego, ale dłużej, również po godz. 16 – mówi Marta Mężyk, współorganizatorka protestu. Profesor Januszajtis, który wspiera ten protest, udowadnia, że można zastosować lepsze rozwiązania niż kładka, np. uruchomić taki prom, jaki funkcjonuje w Danii, zabierający jednorazowo 60 osób.

Przeciwko budowie kładki o prześwicie 2,5 metra, otwieranej co pół godziny, jest również radna dzielnicy Gdańsk Śródmieście Alicja Misiukiewicz. - Jako mieszkanka, przewodnik i radna, protestuję przeciwko propozycji miasta. Żeby wypłynąć na Westerplatte, będzie trzeba poczekać na otwarcie kładki np. 20 minut. Ruch wodny zostanie zablokowany. Historia pokazuje, że nigdy w tym miejscu nie było żadnej kładki.


- Kładka przez Motławę? Moje stanowcze NIE!!! - mówi doc. dr inż. Andrzej Januszajtis, znawca historii Gdańska. Zdaniem prezesa Stowarzyszenia Nasz Gdańsk błędy wprowadza Pomorski Wojewódzki Urząd Konserwatorski. Nie do przyjęcia jest dopuszczenie zbyt dużych wysokości, planowanie zabudowy w innych miejscach, niż była, czy też dopuszczenie, a nawet popieranie, zamiast odbudowy zewnętrznych kształtów, tak zwanej rekompozycji w formach współczesnych, która nigdzie nie daje dobrych rezultatów. - My chcemy mieć Gdańsk nadal piękny i będziemy do tego dążyć. Ważną częścią aktywności naszego Stowarzyszenia są starania o właściwe zagospodarowanie Motławy. Kładka dla pieszych ma kosztować 13 mln zł, tymczasem prom, nowoczesny, nie spalający zbyt dużo, może przewozić tam i z powrotem nawet pięć razy na godzinę. Taki prom może kosztować 300 tys. złotych, niech kosztuje milion, a nawet dwa miliony, to i tak zostaje 11 mln, za które, przy pracy na dwie zmiany, prom chodzić może przez prawie dwadzieścia lat! Januszajtis  przedkłada kolejne argumenty przeciw budowie kładki nad Motławą. Policzył, że koszt paliwa dla wielkiego promu na Wisłoujście, który przewozi do 1000 samochodów dziennie wynosi 30 tys. zł. miesięcznie. A więc za te 13 mln zł. można by sfinansować paliwo na kursowanie tamtego dużego promu przez 36 lat!!!

Protest popiera także znany gdański żeglarz, kapitan Jerzy Wąsowicz, właściciel turystycznego kutra „Antica”. Według niego nie należy grodzić dróg wodnych, gdy nie ma takiej konieczności. - W moim odczuciu kładka ma być zbudowana na potrzeby filharmonii, ale tak czy inaczej większość osób przyjedzie samochodem pod samą filharmonię i tam zaparkuje, bo tu, w okolicy Targu Rybnego nie ma zbyt wielu miejsc parkingowych. Nikt chyba nie zadał sobie też trudu, by sprawdzić jak bardzo inwestycja będzie szpecić to piękne miejsce. Gdy wpływa się tu wieczorem, widok jest przepiękny. Kładka zakłóci harmonię tej mierzei. Poza tym w obliczu  rozpoczętej budowy tunelu, wydawanie pieniędzy na kładkę jest bez sensu.

Wodniacy proponują również, żeby zamiast wydawać 13 mln zł na kładkę, przeznaczyć te pieniądze m.in. na uruchomienie promu, który byłby czynny od godz. 7 do 22 i dłużej podczas imprez na Ołowiance. Według nich należałoby przywrócić otwieranie Mostu Zielonego, a tym samym umożliwić wpływania na Motławę większych jednostek na dalsze akweny.

Wła-49
Fot. Włodzimierz Amerski