Obserwujemy na żywo bunt pokolenia i rządowy atak na ostatnie bastiony niezależnych społeczności i na swobodę wypowiedzi. Stadiony zawsze były miejscem debaty publicznej. I to od czasów Imperium Romanum. Podczas stanu wojennego wielka „fana” „Solidarności” na meczu Polska-Hiszpania w Barcelonie w 1982 r. podniosła na duchu nie tylko kibiców.
Tymczasem na celowniku współczesnych „zamykaczy kanałów artykulacji”, nazywających czasem samych siebie (nie wiadomo dlaczego) liberałami, znaleźli się twórcy portali internetowych i stadionowi kibice piłki nożnej. W przypadku kibiców (lub jak by chciały posłuszne władzy media: „kiboli, pseudokiboiców, szalikowców, stadionowych bandytów, bandyterki”)zastosowano metodę odpowiedzialności zbiorowej. Policja we Wrocławiu, Białymstoku i innych miastach otrzymała rozkaz: zatrzymywać za antyrządowe transparenty. Rząd postanowił zdusić antyestablishmentowy bunt.
Bunt pokolenia
Kibice gdańskiej „Lechii”, z którą identyfikuje się premier Donald Tusk i innych wybrzeżowych klubów, mają dość podszywania się pod kibicowską legendę. Protestują przeciwko zasadzie odpowiedzialności zbiorowej i pacyfikowaniu środowisk kibicowskich. Jeśli jednak zostaną sprowokowani, i jak twierdzą nadal oczerniani - nie zamierzają zamykać ust. To kibice uratowali „Lechię” od V ligi wspierając ją na drodze do ekstraklasy. Nie ma wątpliwości, że i teraz kibice Lechii zaprezentują swoje wsparcie drużynie żywiołowym dopingiem, którego nie jest w stanie wymazać żadne rozporządzenie. Smutne są jednak te obrazy kibiców z ulicy, ze wzniesień dopingujących ulubione kluby, bo komuś przyszło zamknąć ich stadion za kilka słów pod adresem władzy (vide Białystok, Warszawa).
Czemu więc ma służyć pacyfikacja kibiców? To rozprawa z buntem młodzieży. Stadion zawsze był miejscem mówienia o tym, co boli, ostatnim bastionem społeczeństwa obywatelskiego. To nie kibice wywołali tę wojnę. Zaczęła się ona od kilku niepokornych haseł na trybunach. Od jesiennego sezonu zaczęła się już regularna nagonka na środowiska kibicowskie. Kibice odpowiedzieli, doskonale wyczuwając inspirację – nieprzychylnymi np. Gazecie Wyborczej hasłami (Warszawa) i wezwaniem do bojkotu tego tytułu (Poznań). Tej atmosferze uległ jednak ktoś w rządze. Zlecił działania służbom, ale sytuacja wymknęła się spod kontroli. Zaczęło się od Poznania. Później przyszła kolej na inne miasta.
Przy tym władza ucieka się do prowokacji by spacyfikować ostatnią, niekontrolowana, nieprzewidywalną dla polityków grupę. W opinii środowiska kibicowskiego kulminacją prowokacji był finał Pucharu Polski w Bydgoszczy. To nie kibice odpowiadają za to, że właśnie na tym stadionie rozegrano mecz, między dwoma niebyt lubiącymi się drużynami Lechem i Legią. Rok wcześniej zamieszki towarzyszyły finałowi pucharu Jagiellonia - Pogoń. Zgodę na organizację meczu wydała wojewoda kujawsko-pomorska – reprezentantka rządu, mimo negatywnej opinii policji o braku bezpieczeństwa na bydgoskim stadionie!
Rząd premiera Tuska, który ma problemy z deficytem, z dziurą budżetową, nie radzący sobie z bezrobociem wśród młodych, wykształconych ludzi, którzy szukać muszą swej szansy za granicą, wybrał metodę walki. Szuka wroga i cyklicznie wyrusza na wojny z tematami, które możne załatwić średni szczebel administracji. Dopalacze – rządowa wojna, kibice – wojna. Jednak w zadymach bierze udział garstka. W każdej grupie jest margines. Wśród polityków, sędziów, policjantów, dziennikarzy. Ci skłonni do rozróby, do bandyterki, chuligaństwa to margines. Konieczne jest więc precyzyjne cięcie chirurgiczne, a nie bombardowanie stadionu. Bo to ostatni bastion, który zrzesza tak dużą liczbę młodych – gniewnych. I właśnie dlatego znalazł się na celowniku. Niepostrzeżenie nakłada się obrożę.
Młodzi patrioci
Kibice uporali się ze złudzeniami i stali się krzewicielami patriotyzmu. Oto 9 maja w poniedziałkowe popołudnie na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku spotkało się blisko sto osób.
- Powodem spotkania nie było bynajmniej wyrażanie radości z promowanego w wielu mediach tzw. „Dnia Zwycięstwa”. Uczciliśmy natomiast na symbolicznych mogiłach pamięć dwojga bohaterów z Wileńskiej Brygady Armii Krajowej – sanitariuszki Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Salmanowicza „Zagończyka”, dla których „wyzwolenie” było tożsame z kaźnią i wyrokiem śmierci wykonanym w niedalekim ubeckim więzieniu przy Kurkowej – napisali na swej stronie internetowej kibice Lechii.
- Dobrze rozumiany patriotyzm jest nam bardzo bliską ideą – twierdzą ci ze stowarzyszenia „Lwy Północy”.
To gdańscy kibice zaapelowali 9 maja 2011 r.: „Zapalmy znicze i lampki w miejscach upamiętniających naszych rodaków poległych i pomordowanych w walce o wolność z siłami reżimu komunistycznego. Jest to rzecz jasna odpowiedź na apel Gazety Wyborczej nawołującej do zapalenia znicza Czerwonoarmistom w tym dniu. Nie można dopuścić by gloryfikowano sprawców morderstw, nie wolno zapomnieć o tych którzy przeciwstawiając się działaniom czerwonego okupanta i ich polskich kolaborantów stracili zdrowie i życie”.
Tak pojmowany patriotyzm widać jest nie do przyjęcia dla tych, którzy wszędzie w kraju chcą tropić „nacjonalizm”.
Miesiąc wcześniej 10 kwietnia tego roku na siedzibie NSZZ „Solidarność” zawisł baner na którym stylizowany obraz przestrzelonej czaszki z ekshumacji polskich oficerów zamordowanych w Katyniu sąsiadował z biało-czerwoną szachownicą samolotu i napisem „Zbrodnia – Kłamstwo. Katyń 1940 - Smoleńsk 2010”. Głównym inicjatorem baneru było środowisko kibiców Lechii Gdańsk. Akcja była czytelnym sygnałem tego, co czują nie tylko kibice. Jeśli nie nauczymy szanować własnych wartości - znikniemy. Jakże łatwo przy tym kreować wroga i zrobić mu gębę.
- Myślę, że powodem dlaczego kibice są taką solą w oku rządu jest to, że jesteśmy grupą niezależną i niepodatną na wpływy, mamy swoje zdanie - stwierdził "Staruch".
Czy widz programów informacyjnych dowie się, że wróg publiczny numer 1- lider kibiców ze stolicy Piotr Staruchowicz "Staruch" to jednocześnie student Akademii Sztuk Pięknych, autentyczny przywódca, autor wspaniałych instalacji upamiętniających Powstanie Warszawskie? Czy jest gorszy od absolwenta rolniczej szkoły zawodowej w Popowie, którego fala buntu wyniosła na sam szczyt?
Bunt
Dla władzy kibice są niebezpieczni. Nie dlatego, że wyrwą krzesło. Zadymy w latach 80. przebijały po wielokroć dzisiejsze wyścigi z policją i służbami ochrony. Kibice to samodzielna, myśląca grupa. Tym niebezpieczniejsza, że zorganizowana. Wałęsa, Gwiazda, Wyszkowski czy Borowczak to nie byli grzeczni chłopcy pytający się dyrektora czy aby mogą napić się herbaty przy biurze przepustek. Bohaterowie europejskiej zrewoltowanej lewicy to też nie aniołki. Ich idol Ernesto „Che” Guevara to morderca w imię idei. Eurodeputowany Daniel Cohn-Bendit, to był typowy zadymiarz, który w 1968 r. wraz z innymi studentami rozpoczął rewoltę w Dzielnicy Łacińskiej w Paryżu. Joschka Fischer nim stał się szefem zachodnioniemieckiej dyplomacji w rządzie SPD/Zieloni i wicekanclerzem RFN, był ulicznym terrorystą, na którym ciążyły zarzuty napaści na policjantów oraz wspierania terrorystów z Frakcji Armii Czerwonej (RAF). Należał też przez dekadę do organizacji o wymownej nazwie Walka Rewolucyjna (Revolutionärer Kampf).
Władza się boi pomruku buntu młodych, który zmiecie fałszywą elitę. Ten bunt z Grecji, przedmieść francuskich miast, z Afryki północnej dociera nad Wisłę. Aż dziw bierze, że tak późno. Co im oferuje Ojczyzna? Ofertę pracy w Irlandii (przeszłość) w Niemczech i Austrii? Już Adolf Hitler gwarantował pracę w Niemczech. To nie jest szczyt marzeń i aspiracji. Spadliśmy na niższy poziom technologiczny co widać choćby w strukturze bezrobocia. Państwo szuka obniżki kosztów przez obniżanie standardów we wszystkich prawie dziedzinach od prawa pracy do refundacji leków. Regres technologiczny to kolejny koszt. To, że absolwenci mają problemy z praca to ilustracja procesu cofnięcia technologicznego. Ale po co partyjnym bonzom wykształcony, znający języki młody człowiek? Z młodych Polaków łatwiej więc zrobić stadionowych bandziorów. Patriotyzm to nie tylko Plac Defilad i wpięty okazjonalnie w klapę biało-czerwony kotylion.
Kara za poglądy
Kibice Jagiellonii Białystok manifestowali przed tamtejszym Urzędem Wojewódzkim przeciwko polityce Donalda Tuska, w tym przeciwko zamykaniu stadionów. Wołali, tak, jak kibice w całej Polsce -„Donald matole, twój rząd obalą kibole” oraz „Precz z komuną”. Policja zatrzymała ich za... znieważanie premiera. „Nigdy nie zamkniecie nam ust” – głosił jeden z transparentów. Na drugim napisali „Zamknijcie jeszcze dyskoteki, galerie i szkoły. I nie będzie NICZEGO”. Posypały się kary. Mandaty po 500 zł. A tego języka kibice mogli nauczyć się od polityków. I to rządzącej opcji, ze szczytów władzy, którzy w walce z opozycją sięgali po drwinę, szyderstwo, a nawet groźby. Język polityczny zradykalizował się, kiedy atakowano poprzedni rząd i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ich jednak nie dotyczy odpowiedzialność za słowo. Ostrze wymiaru sprawiedliwości zostało skierowane w stronę spontanicznej grupy kibiców, łamiąc przy tym wolność słowa i wyrażania poglądów politycznych. Sprawą zajęła się Helsińska Fundacja Praw Człowieka,
która skierowała do ministra spraw wewnętrznych i administracji list, w którym prawnicy Fundacji protestują przeciwko zamykaniu stadionów i zatrzymywaniu kibiców za wygłaszanie antyrządowych haseł. Władza bada granice, do których może się posunąć.
Czym się zajmują włodarze
W Gdańsku włodarze w lutym b.r. wzięli pod lupę otoczenie gdańskiego stadionu przy ul. Traugutta. Zapomnieli, że powinni dopilnować terminów odbioru prac na PGE Arena. Dopuścili tym samym do blamażu na skalę europejską. Mecz otwarcia zapowiadany na 9 czerwca między Polską a Francją najpewniej nie odbędzie się na tym obiekcie. Jednak jest też „sukces”. Oto potrzebna była interwencja prezydenta miasta, by z muru stadionu Lechii zniknął wers "Nie lubimy obcych". Sam prezydent Paweł Adamowicz zadzwonił do szefa Miejskiego Ośrodka Ośrodka Sportu i Rekreacji i nakazał usunąć napis "Wrzeszcz. Nie lubimy obcych". Graffiti od kilku lat widniało na murze. Szkoda, że z równą determinacją nie przypilnowano terminów prac na nowobudowanym prestiżowym obiekcie.
Apel kibiców
- Z ubolewaniem podjęliśmy tą trudną decyzję, która spowodowana jest narastającą ogromną i w dużej mierze nieuzasadnioną falą represji wobec kibiców w Polsce. Dziś również odbyło się spotkanie z władzami klubu, które przekazały nam szereg informacji potwierdzających w naszym odczuciu wolę pacyfikacji ruchu kibicowskiego w Polsce przez organy państwowe.
Ubolewamy przede wszystkim nad tym, że dominującym aspektem rozstrzygania problemów na stadionach jest odpowiedzialność zbiorowa, która może przerodzić się w sankcje dla aktywnie działających kibiców. Żadne restrykcje nie zabiją naszej pasji – napisali kibice ze Stowarzyszenia Kibiców Lechii Gdańsk „Lwy Północy”.
Kibice protestują przeciwko:
- odpowiedzialności zbiorowej, która przybrała formę masowego zamykania stadionów i absurdalnego zakazu wyjazdów;
- zatrzymaniom „w blasku kamer telewizyjnych i fleszy aparatów fotograficznych” przy użyciu Grup Realizacyjnych Policji (przeznaczonych do zatrzymywania szczególnie niebezpiecznych przestępców) osób odpowiedzialnych za oprawy meczowe, odpalenie pirotechniki czy prowadzenie dopingu;
- wprowadzeniu zasady "zero tolerancji" skutkującej setkami mandatów w całej Polsce za drobne przewinienia popełniane przez kibiców, które na co dzień są niezauważane przez organy ścigania;
- karaniu za picie alkoholu przed i po meczach w sytuacji gdy Rząd pracuje nad zmianą ustawy mającej dopuścić do sprzedaży piwa na stadionach;
- wprowadzaniu cenzury na stadionach przez zakazanie prezentowania transparentów dotyczących aktualnej sytuacji społecznej;
- zakazom stadionowym za okrzyki wynikające z atmosfery i klimatu meczu, które obecne są w życiu codziennym i publicznym;
Nad Wisłą z Orwellem
Każdy kibic jest rejestrowany, fotografowany. Monitoring jest kosztowny. Ciągle jednak coś jest nie tak. Po co więc ten monitoring jak u Orwella?
Premier Tusk podobno happeningi za komuny robił wywijając szlauchem w Bydgoszczy? Szedł przez miasto, może wstąpił na piwko, pomachał szlauchem. A dzisiaj kibice jadą na stadion w obwarowanym autobusie. Na mecz, jak tygrysa - kibica w klatkę. Po meczu z klatki - w autobus. Tak było, bo teraz nawet klatki będą puste. Na stadion przyjezdnym „Wstęp surowo wzbroniony”.
Miała być Irlandia, Zielona Wyspa. Jest Białoruś i klimaty z Orwella.
Natalia Maj
fot. sxc.hu
- 24/05/2011 11:13 - Adamowicz po decyzji o meczu w Warszawie: Trykosko zostaje
- 23/05/2011 16:22 - Mecz Polska-Francja jednak nie w Gdańsku!
- 23/05/2011 13:07 - Komunałki 51 groszy taniej, bo uchwała niezgodna z prawem
- 23/05/2011 10:04 - Solidarność: w środę wyjdziemy na ulicę
- 23/05/2011 09:22 - Krzywonos Gdańszczaninem Roku
- 22/05/2011 10:22 - Prezydent włączył się w Krwioobieg
- 21/05/2011 21:25 - "Grajmy w zielone" czyli ogród to nie sama zieleń
- 21/05/2011 15:51 - Od dziś: nowe prawa dla rowerzystów [Zobacz film]
- 21/05/2011 12:31 - Dlaczego Steinbach odwiedza Pomorze?
- 21/05/2011 11:24 - Gigantyczne zarobki prezesa gdańskich spółek